Joann Sfar graficznie zapewne nie każdemu się spodoba. Mimo że operuje niezwykle oryginalnym, wyrazistym autorskim stylem – to charakterystyczna, uproszczona i niedokładna kreska może zrazić do „Kota Rabina” odbiorców, niemających jeszcze do czynienia z tym autorem. Ale ta cecha właściwie dotyczy każdego z jego wielkich utworów. Albo się zaakceptuje się tę formę (i bodaj dostrzeże urok), albo się ją odtrąci. Jednak odtrącenie całego dzieła to niemała utrata.
Pięciotomowe wydanie zawiera połowę opublikowanych dotychczas opowieści z serii, a zbiorcza edycja została właśnie wznowiona przez Timof Comics. Porządne wydanie, twarda oprawa, kredowy papier to coś, co od razu przykuwa oko, cieszy w dotyku, a po otwarciu… przyjemnie pachnie. Cóż, zachwycenie trzech zmysłów czytelnika jeszcze przed rozpoczęciem lektury to duży sukces. Najwyższa jakość wydania stanowi w tym przypadku ewidentnie ukoronowanie treści, do której z pewnością warto często wracać, aby ponownie rozważać zarówno przyziemne, jak i filozoficzne tematy, a także odkrywać nowe sensy.
Oto opowieść o gadającym kocie. Zabawna, błyskotliwa, ciekawa – i taka mogłaby w szczególności wystarczyć, aby zadowolić rozrywkowe gusta. Jednak figura, którą jest kot ma o wiele większą rolę i więcej funkcji w historii. Kot pewnego dnia połyka papugę i zaczyna mówić. Wykorzystuje to natychmiastowo do komunikacji z właścicielem – tytułowym rabinem – a także, żeby zbliżyć się do jego córki, Zlabii. To dla niej pragnie stać się zadeklarowanym wyznawcą judaizmu.
Judaizm staje się tu zaczątkiem do licznych, ciągnących się przez wszystkie tomy rozpraw, dialogów o sens, cel, konsekwencje religii. Co prawda Sfar skupia się głównie na judaizmie i pragnie rozważyć wiele aspektów tego wyznania, rozbijając filary, dogmaty na czynniki pierwsze za pomocą m.in. kocich rozważań, to wyłącznie punkt wyjścia do omówienia i zastanowienia się nad religią w ogóle.
Czy to jedyne kwestie podjęte na kartach komiksu? Absolutnie nie. A taki szczątkowy powyżej zarys, ma jedynie przybliżyć, z czym może przyjść się mierzyć potencjalnemu czytelnikowi. „Kot Rabina” (również szósty tom) to opowieść o inności, odmienności, unikatowości, indywidualizmie, samotności… czymś, co wydaje się dalekie od spraw kolektywnych. W „Kocie Rabina” Sfar stara się wskazać, że nawet skrajnie introwertyczna dusza potrzebuje bliskości, akceptacji, przynależności. Miłość, porzucenie (czy też uczucie porzucenia), odtrącenie, ignorowanie stają się nierzadko czymś, co rozdziela bohaterów, ale pewna siła sprawia, że ich więź jest nierozerwalna.
Spokojnie. „Kot Rabina” to nie rozprawka filozoficzna w komiksie. Seria przypowieści i moralizacji nie ma tu priorytetu, zastanowienie nad światem, religią, człowiekiem to pewna wypadkowa, która choć nieprzesadnie ukryta (zwykle), nie przytłacza, nie męczy. Można potraktować ją jako dodatek, budujący odpowiedni nastrój i bohaterów – dzięki czemu są autentyczni i przekonujący, bliscy nam, zrozumiali, nawet jeśli ich myśli nie należą do tych lekkostrawnych.
Akcja rozgrywa się przeważnie we Francji i Algierii w XX wieku. O ile Francja nie zaskakuje tak bardzo, mimo że stanowi ciekawy kontrapunkt dla Algierii, to właśnie ona – prezentowana z elementami kulturowymi oraz historycznymi zadowala, otwiera europejskiego czytelnika na nowe doświadczenia, których raczej się nie spodziewał. Aż dziw, że Sfarowi udało się upchnąć w tych tomach tak wiele, a mimo to często pozostawać – w warstwie fabularnej – lekkim, potoczystym i niezwykle wciągającym.
Oprawa graficzna to niesamowicie… specyficzna rzecz, czasem abstrakcyjna, uproszczona, umowna, acz bardzo pasująca do tego, co stara się przekazać w opowieści autor. Całość odpowiada prezentowanej tu przypowieści, grotesce, komedii i powadze. Oniryczność historii i stylu graficznego wskazuje na samoświadomość warsztatu Sfara i tego, jak utalentowanym jest zarówno artystą grafikiem (znającym podstawy, ale wymykającym się tradycyjnym formom i udatnie pracującym na swoją markę), jak i scenarzystą (potrafiącym nadać opowieści odpowiednich, chciałoby się rzecz, nut, żeby całość idealnie ze sobą zagrała i stanowiła kompletne dzieło).
„Kot Rabina” Joanna Sfara to z pewnością jeden z tych komiksów, które trzeba przeczytać przed śmiercią. Pięciotomowe wydanie i pasujący do tej edycji szósta część stanowią nie tylko ulotną, zanurzoną we śnie opowieść, gdzie można łowić filozoficzne perły, ale także iść tropem niezwykle ludzkiej i przejmującej historii, która stoi na granicy przyziemności i wielkich idei. I obie te sfery potrafi przedstawić w pięknych, głębokich perspektywach.