Pięcioksiąg „Baśnioboru”, zamknięty tomem „Klucze do więzienia demonów”, otworzył i zamknął spójną linię fabularną. „Smocza straż”, która wkroczyła na księgarniane półki, z kolei zgrabnie wkomponowując się w uniwersum, przechodząc przez otwartą furtkę oraz kontynuując i uzupełniając motywy pozostawione w poprzedniczkach. Szczęściem, „Baśniobór. Nowe przygody” zapowiada się jako seria równie przyjemna i wymyślna, jak wcześniejsze perypetie bohaterów.
„Baśniobór” Brandona Mulla stał się poniekąd cyklem klasycznym w obrębie fantasy – a już na pewno w obiegu literatury dziecięcej – stając na piedestale tuż obok „Harry’ego Pottera” J.K. Rowling czy „Kroniki Spiderwick” Holly Black i Tony’ego DiTerlizzi. Sam Mull zaś zyskał w oczach czytelników jako ceniony autor, potrafiący zachwycić i zaangażować odbiorców zarówno wyszukaną intrygą, jak i pomysłem na świat przedstawiony.
Po ostatnich wydarzeniach, pokonaniu armii demonów, rodzeństwo Sorenson otrzymuje chwilowy spokój, a w Baśnioborze zapada względny rozejm. Jednak mroczne siły nie śpią. Zamknięte w azylach smoki zaczynają buntować się nowemu porządkowi i pragną wyzwolenia – ich władca ma ambicje władzy nad światem, choć najpierw musi przejąć ją we własnym więzieniu, w czym wcale nie idzie mu zbyt pomyślnie. Wszystko za sprawą Kendry i Setha, starających się jeszcze raz przywrócić równowagę w świecie magii i niezwykłych istot.
Rzecz fabularnie została dopracowana w stopniu odpowiednim, aby nie zanudzić i nie obrzucić starszego czytelnika infantylizmami oraz naiwnościami, zaś młodszych odbiorców przyciągnąć atrakcyjnymi motywami, zaangażować wartką i emocjonującą historią. Książka przy tym oferuje niemało przyjemności intelektualnej, a co za tym idzie stara się wpoić wartości moralizatorskie, wychowawcze i poznawcze, oczywiście w procesie rozwoju intrygi ukazuje niemało uniwersalnych prawd, które – wszystkie razem – nie są rzucane nachalnie, lecz skryte za ciekawą treścią. Mull wie, co robi i potrafi połączyć przyjemne z pożytecznym – zarówno dla młodych, jak i nieco starszych czytelników.
Sprawa podobnie ma się bohaterów, również nie zostali nakreśleni po macoszemu, a ich rysy, choć nieskomplikowane, zawierają w sobie wszystkie cechy, definiujące ich jako pełnoprawnych, wyrazistych i dających się lubić protagonistów. Działania określone są logiką przyczynowo-skutkową, zrozumiałą dla wszystkich, posiadają cel i motywację, obawy i sposób patrzenia na świat, a także kilka cech, które wyróżniają ich na tle innych. Właśnie to – w przypadku tyle samo Setha i Kendry – sprawia, że z bohaterami można się identyfikować, wczuwać w sytuację i przejmować losem a zadaniami. Nie inaczej jest z postaciami negatywnymi, acz te na kartach książki pojawiają się „osobiście” o wiele rzadziej, przez co nie są aż tak mocno rozbudowane, jak rodzeństwo Sorensonów.
Warsztatowo nie jest najgorzej, choć wszystko dyktuje grupa docelowa. Język powieści jest w dużej mierze „łatwo przyswajalny”, nie powinien sprawiać nikomu problemów, a słownictwo mimo że nieubogie, ogranicza się do ogólnie znanych i raczej zrozumiałych wyrazów, dlatego dzieci nawet w wieku przedszkolnym mogą śmiało sięgać po tytuł. Strukturalnie autor także nie stosuje niczego, co mogłoby zburzyć kanon podstawowych konwencji odczytu dzieła literackiego – wręcz przeciwnie, obficie korzysta z metod ułatwiających lekturę: głównie narracja dialogami, dynamiczne, niewielowarstwowe wydarzenia oraz stosowanie tzw. cliffhenger’ów.
Wyraźnie „Smocza straż” Mulla zamierza kontynuować przyjęte normy z poprzednich części, wciąż bawi się z tymi samymi odbiorcami, ale mimo wszystko zapewnia fanom coś nowego, czasem tylko sięgając po zagrania typu „powtórka z rozrywki” – i to wszystko wychodzi nowemu etapowi w „Baśnioborze” na dobre. „Nowe przygody” stanowią więc godne ukoronowanie starych perypetii, chociaż utwór sam w sobie zmierza w dalszą wędrówkę, a Mull eksperymentuje z nowymi środkami.