Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Joe Abercrombie – Nim zawisną (recenzja)

Szczęk żelaza, okrzyk walczących i jęk mordowanych – oto, co w wyobraźni czytelnika pobudza Abercrombie. Wojna nadal trwa i trwać będzie przez całą powieść, kontynuując historię z „Ostrza” (daw. „Samo ostrze”). Zahartowani w licznych bojach i surowych warunkach wojowie samozwańczego tyrana Północy, Bethoda, maszerują na południe, rozgniatając nieprzygotowane oddziały Unii. Linia obrony przełamuje się, a i na Południu nie jest za wesoło. Glokta, inkwizytor spoglądający specyficznym okiem na świat, w asekuracji niepewnej bandy zmierza do Dagostki, aby podjąć próbę obrony starej warowni, acz wokół czają się szumowiny i zdrajcy, wyglądający momentu bardziej dla siebie korzystnego. Tymczasem Bayaz, Logen Dziewięciopalcy, Jezel oraz Ferro zmierzają w kierunku wyspy, na której rzekomo ukryto magiczną broń – Nasienie – zdolną rozgromić armię najeźdźców.

Joe Abercrombie, wespół z m.in. Patrickem Rothfussem oraz Brandonem Sandersonem, to niewątpliwie literackie objawienie ostatnich lat, które zabłysnęło w morzu powtarzalnych oraz niewyróżniających się niczym szczególnym piór. A czym, zapytacie? Właśnie „Pierwszym prawem”, dokładnie „Ostrzem”. Nie ma się co dziwić, pierwszy tom trylogii wkroczył na rynekfantasy – przedstawianą historią i didaskaliami – z przytupem, łącząc klasyczną wizję z innowacyjnymi rozwiązaniami. Czy był to tylko chwilowy powiew świeżości? Czy może „Nim zawisną” dmie równie mocno?

„Nim zawisną” skupia się na trzech liniach fabularnych, a pierwszą z nich przejmuje pułkownik West, na którego barkach po części spoczywa odpowiedzialność obrony północnych granic. Ta strona powieści nie bazuje wyłącznie na potyczkach, starciach, strategii czy taktyce (te wprawdzie występują, ale to nie tylko one są istotne), autor dużą miarę przywiązał do psychologii bohaterów, pokazując trapionych niekomfortowymi warunkami oraz upadającym morale wojowników, i jak sobie z tym radzą. Unia, po latach pokoju i politycznych gierek, została zaatakowana, a w wojskowych szrankach stanęła nieprzygotowana hołota albo niekompetentni dowódcy i wymuskane książątka, za którymi kryje się armia nieboraków oraz niedorajd – mających ruszyć naprzeciw zastępom Bethoda. Jednak kleszcze wojennej machiny zacisnęły się na dwóch krańcach Unii i Południe obrywa równie mocno. Sytuacja w tamtych regionach przedstawiana jest z punktu widzenia Glokty, człowieka, który tylko pozornie przejmuje dowodzenie obroną, a w istocie musi borykać się ze spiskami i knowaniami pod własnym nosem. Trzecia linia opiera się nie na polityce i wojennej zawierusze, lecz na wędrówce, w której bohaterowie, prowadzeni przez Bayaza, raczącego swoich towarzyszy nie do końca szczerymi informacjami, mają zamiar dotrzeć w miejsce wręcz mistyczne i stamtąd uzyskać ratunek. Jednakowoż wagabundzi zaczynają podejrzewać, że ich przewodnik miast służyć pomocą, ma w tej misji własny cel.

Wielowątkowość powieści ma swoje plusy i minusy, na szczęście tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. Abercrombie nie bawi się w dekorowanie języka – pisze prostą, jasną i dosadną prozą, nie rozwleka opisów, skromnie szafuje wysmakowanymi metaforami i metonimiami, nie próbuje zachwycać innymi wysokoartystycznymi środkami, on przekazuje historię – a robi to dynamicznie i lekko, tak, aby odprężyć czytelnika. Jego warsztat zadziwia prostotą, ale jednocześnie pokazuje, że dobre dzieło nie potrzebuje bogatych ornamentów i rozbudowanych warstw problematycznych – wystarczy kilka, aby intryga trzymała się całości, sprawiała przyjemność i zaoferowała coś znanego – jak to powieść popularna – acz podanego w zupełnie inny sposób. Tak oto powstała kreacja surowego, przekonywującego świata, przepełnionego cuchnącą polityką, zróżnicowaniami kulturami oraz ludźmi z krwi i kości, odmiennymi pod wieloma względami.

I chociaż Abercrombie fabularnie nie wnosi do fantasyniemal nic nowego, sztafaż również zdaje się czytelnikowi znajomy, a to problematyka i kierunek intrygi stanowią coś innowacyjnego, to z bohaterami rzecz się ma tak, że stanowią barwne, dobrze zarysowane dopełnienie, znacząco przechylające szalę na korzyść powieści. Poczynając od postaci pierwszoplanowych: West, Glokta, Bayaz bądź Logen, na drugoplanowych i epizodycznych kończąc. Portret socjologiczno-psychologiczny wyszedł autorowi znakomicie, każda postać jest inna, zmienna, przejmująca się zgoła czymś odmiennym i oddziałująca na innych, a przy tym nie służąca jako papierowy zalepiacz książkowego miejsca.Dla przykładu, Ferro, kobieta żądna krwi i znienawidzona, Jezel – butny, arogancki i egoistyczny młodzik, Logen, postach bitewnych pól, czy wreszcie Bayaz, który przeżył wiele wieków i pamięta jeszcze czasy starego imperium – to grupka dość nietypowa, ale właśnie te postacie pozwoliły Abercrombiemu wpleść do fabuły topos drużyny. Nietypowej w dodatku.

„Nim zawisną” to niewątpliwie intrygująca, pełna wartkiej akcji, żywych dialogów i plastycznych bohaterów książka, która mimo że nie ominęła wszelakich wad środkowego tomu, pokazuje, że Joe Abercrombie pisać potrafi, a chociaż czerpie garściami z klasycznych motywów, to z nich buduje wyłącznie szkielet. Kurs, lawirowanie i suspens z kolei sprawiają, że czytelnik, pomimo nieodpartego wrażenia znajomości niektórych elementów, obcuje z czymś nowym i wciąż podsycającym jego ciekawość.

Co ważne, w „Ostrzu” autor przedstawił większy zarys świata przedstawionego oraz fabuły, czytelnik zatem mógł się spodziewać teraz rozrywki bez przystanków i trzymanki, ale tak się nie stało. Abercrombie zmienia zasady gry, u niego nie ma stałych i pewnych stanów rzeczy, są tylko permanentne a nieodgadnione zmienne, sprawiające, że dla odbiorcy nic nie może być oczywiste i przewidywalne, czego efektem jest niemożność oderwania się od lektury.