Kena Liu polscy czytelnicy mogą kojarzyć z licznych opowiadań – przeważnie science fiction – które często pojawiają się na łamach Nowej Fantastyki (m.in. „W pętli” oraz „Kasandra”), ale nie zawsze wliczają się one do przesadnie ambitnych czy nawet ciekawych. Niemniej autorowi udało się zdobyć Hugo, Nebulę czy nagrodę World Fantasy. I mimo że Liu w tym roku obchodzi jubileusz czterdziestych urodzin, to dopiero w 2015 na rynku pojawiła się jego pierwsza powieść: „The Grace of Kings” – „Królowie Dary” właśnie.
Siedmioma Wyspami Dary, potężnym imperium, żelazną ręką włada cesarz Mapidéré, znany dawniej jako Réon, król Xany, który podbił ościenne królestwa i narzucił im swoje zwyczaje. Otoczony dostojny dworem, w jedwabnych szatach, tkanych złotymi nićmi, zasiadający w pałacach kapiących srebrem i złotem, tymczasem prosty lud, a nawet prowincjonalna arystokracja nierzadko boryka się z niesprawiedliwością, bezprawiem oraz biedą. Tyrania imperatora sprawia, że na łąkach Dary wyrasta kwiecie buntu. Kuni Garu, młodzieniec, któremu życie wagabundy i szelmowskiego cwaniaka odpowiada pewnego dnia staje przed wyborem, który sprawia, że razem z przyjaciółmi rusza, aby obalić ancien régime. W tym samym czasie, Matu Zyndu, ostatni ze swego szlachetnego, acz wyzbytego domu i możności rodu, postanawia uwolnić kraj spod jarzma bezwzględnych oligarchów oraz odzyskać dziedzictwo. Losy obu chłopców w końcu się splatają, a walka przeciw temu samemu wrogowi, umacnia ich więzi i czyni niemal braćmi. A rebelia już wybuchła, niejaki Huno Krima, przewodzi powstańcami w Xanie.
Czytelników zaznajomionych z „nowofantastyczną” twórczością Liu książka z pewnością zadziwi (i to niejednokrotnie). Na początek objętość – ponad sześćset stron jednolitego utworu, autora, który dotychczas specjalizował się w krótszych formach, robi niemałe wrażenie, zwłaszcza gdy okazuje się, że poradził sobie bez większych zarzutów. Kolejną niespodzianką jest forma – niby mamy do czynienia z zapewne początkiem monumentalnego cyklu, militarno-etnograficzną lowfantasy, ale napięta atmosfera wojny domowej, jaką udało się osiągnąć Liu, oraz stylistyka i konwencja czerpiąca całymi garściami z kultury feudalnych Chin i literackiej tradycji Państwa Środka sprawia, że otrzymujemy dzieło dość nietypowe, a zarazem intrygujące i odmienne. W dodatku amerykański pisarz epatuje również jako wytrawny poeta, nierzadko na kartach powieści pokazując liryczną klasę, także niejako nawiązującą do literatury Dalekiego Wschodu. Najbardziej cieszy jednak fakt, że utwór nie ogranicza się do jednej płaszczyzny, Ken Liu stworzył opowieść, ułożoną z wielu wątków, losów kilku postaci, które się przeplatają, oraz postarał się o to, aby problematyka utworu nie bazowała wyłącznie wokół wojny i polityki. Pisarz zarysował szeroką panoramę, sięgającą zagadnień związanych z ciemiężonym ludem, obrazem rytuałów, kulturowymi przemianami, relatywną sprawiedliwością czy rywalizacją – a to zaledwie czubek góry lodowej. Ponadto balistyczne zacięcie autora niejednokrotnie się w powieści ujawnia.
Chociaż mnogość wątków – zazębiających się i tworzących spójną całość – wydaje się, poprzez swoją okazałość, najbardziej rozbudowaną stroną książki, to te poniekąd honorowe miejsce zajmują jednak kreacje bohaterów. I mimo że plejada protagonistów nie jest szczególnie liczna, to już postaci drugo-, trzecioplanowe oraz tła przewijają się przez powieść w sumie niemałej, a imię ich Legion. Liu postarał się jednak, aby odbiorca nie napotykał kalek, dlatego zadziwić może to, że jeżeli pojawia się już jakaś sylwetka i pełni pewne zadanie to zazwyczaj jest unikatowa – ze względu i na portret psychologiczny, i na rys wizualny. Wspomnę kilkoma słowami o niektórych bohaterach, z którymi czytelnik może się swoiście identyfikować. Poczynając od Kuniego Garu, beztroskiego hulaki, przekładającego zabawę nad pożyteczniejsze czynności; oraz Matu Zyndu, szlachetnego i stanowczego prawowitego dziedzica Tunoi, poprzez charyzmatycznego Huno Krimę, żonę Kuniego – Jię, przyjaciela dzieciństwa Garu – Rina, rasowych buntowników oraz braci: Dafa i Rata, mentora a wuja Maty – Phina czy Mirę, zdolną muzyczkę i bliską osobę młodego Zyndu; na cesarzu, jego dworze, sześciu królach Tiro bynajmniej nie kończąc. I wszystkie przytoczone tu postacie to zaledwie mikry ułamek tych, którzy czekają na czytelników w książce i każdy ma własną specyfikę i duszę, nie są jednoznaczni, ani pretensjonalni, za to nierzadko zagadkowi – a to wszystko sprawia, że powieść nabiera barw i pochłania się ją iście z wilczym apetytem (czytelniczym rzecz jasna).
„Królowie Dary” to fenomenalne i sprawnie napisane otwarcie cyklu „Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu” Kena Liu, które mimo małych wpadek tomu wprowadzającego, olśniewa żywych światem, malowniczą scenerią, wyrazistymi a zmiennymi charakterami, plastycznymi dialogami oraz wartką akcją – czyli wszystkim tym, co w militarnym fantasy pożądane. A do tego ponadczasowe toposy zemsty, walki z tyranią, politycznych gierek oraz odzyskania dziedzictwa. Nie można zaprzeczyć notce – jest to bezsprzecznie lektura z najwyższej półki, dbająca o detale i dobrą zabawę, a przy tym serwująca uniwersalne prawdy w misternie skrytej poincie. Oczekiwanie na „Ścianę Burz” (drugiego tomu) staje się z każdym dniem coraz bardziej dokuczliwe.
ps. książkę przedpremierowo można będzie zakupić na Pyrkonie.
Autor: Ken Liu
Tytuł oryginału: Grace of Kings
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Data wydania: 27 kwietnia 2016
Cena okładkowa: 44,90 zł
Format: 135 x 210 mm
Liczba stron: 592 tekst
ISBN: 978-83-7924-518-5