Książki można podzielić na takie, w których dużą rolę odgrywają lokacje, bohaterowie bądź zdarzenia. Krzysztof Piskorski, zdobywca Zajdla za powieść „Cienioryt”, jest wielkim orędownikiem światotwórstwa w literaturze i twierdzi, że sztafaż świata przedstawionego powinien (może nie zawsze, ale często) odgrywać niebagatelną rolę. Ja podzielam jego zdanie, ponieważ także staram się szukać w powieści z naprawdę oryginalnym, barwnym i, co istotne, dobrze napisanym uniwersum. Na szczęście autor nie wyłącznie w słowie, ale i w czynie udowadnia, co winno być poprawnie a ciekawie skonstruowanie – dowodem na to „Czterdzieści i cztery”, czyli najnowsze dzieło spod jego pióra, w którym sięga do romantyzmu.
W roku pańskim 1844 do odciętej od Kontynentu Anglii przybywa niejaka Eliza Żmijewska, uznana poetka oraz ostatnia kapłanka pewnego słowiańskiego bożka. Jej przyjazd do ojczyzny Szekspira nie jest jednak przypadkowy – ma odnaleźć winnego za upadek na Litwie przemysłowca, Konrada Załuskiego. Żmijewska to także nie kobieta delikatna, całkowicie wrażliwa i podatna na omdlenia wzorem dziewiętnastowiecznych dam – gdy już znajdzie rzeczonego człowieka, ma go zabić – co zlecił jej nie kto inny, a… Juliusz Słowacki (!) razem z Radą Emigracyjną. Eliza w pewnym momencie zaczyna mieć obawy, że wina Załuskiego nie jest taka pewna, a być może to tylko próba wyeliminowania niewygodnego pionka z szachownicy.
Piskorski nie wyłącznie światotwórstwem żyje, dzięki czemu czytelnicy „Czterdzieści i cztery” mogą cieszyć się także dobrze poprowadzoną intrygą, która nie tylko nieraz zaskoczy, lecz również zachwyci wyważonym tempem. Początkowo wydaje się nam, że dostaliśmy dość osobliwą powieść przygodową z elementami awanturniczymi, acz takie wrażenie zmywa się, gdy odbiorca raczony jest sprawnie przemycanymi informacjami i wyjaśnieniami sekretów, wtedy zamysł autora z każdą następną stroną zaczyna rosnąć w oczach wyobraźni. Są zwroty akcji, są zaskoczenia, nie ma linearności – i dzięki temu nie dostajemy oklepanej lektury bez ambicji.
Realia przedstawione przez Piskorskiego również nie powinny być kolejną sztampową ścianą czy krajobrazem toczących się wydarzeń – o to mistrz tworzenia światów się postarał. Sztafaż jest tu połączeniem steampunku, historii alternatywnej i romantycznej, a po trosze i pozytywistycznej wizji. Oto czas przełomu technologicznego, narodowych powstań i Wielkiej Emigracji został posunięty jeszcze bardziej w kierunku, z którego zboczył – energia próżni sprawiła, że historia potoczyła się inaczej: wojny, rebelie, ekonomia i przemysł, wszystko odrobinę zboczyło z kursu. W tym wszystkim wyczuwa się mroczny, przytłoczony klimat, którym oczarował czytelników Edgar Allan Poe w „Człowiek tłumu” czy tajemniczą, kameralną atmosferę w wykonaniu Arthura Conana Doyle’a, którą można znaleźć w „Sherlocku Holmesie”. Świat przedstawiony ma tu też jeszcze jeden ciekawy element: sekretne stowarzyszenia, działające w ukryciu, snujące niebotyczne plany – bardzo dobrze zarysowany komponent nie dość, że przykuwa uwagę czytelnika, to jeszcze skrywa w sobie nutę autentycznej historii.
Sfera bohaterów to także nie pole, na którym autor sobie odpuścił, wręcz przeciwnie, tu widać, że starał się wetknąć jak najwięcej, ale w pewnym momencie poprzestał, dzięki czemu nie odczuwa się przesytu. Bogate charakterologicznie postacie zostały sporządzone w niezwykle sprawny sposób, odbiegają od pewnych reguł, nie trzymają się zasad i są nieszablonowe. Warto podkreślić, że Piskorski rzucił wiele sylwetek – zarówno fikcyjnych, jak i historycznych – w dziewiętnasty wiek, rządzący się swoimi prawami, które autor złamał… Na szczęście, bo stworzył „alternatywne dzieje”, które po trosze czerpią z owego wieku, jednak prezentują wiele zmian względem autentycznego stanu rzeczy. Przykładem taki zmian jest postać lorda Byrona. Postacie fikcyjne tez nie wkomponowują się w tradycyjne schematy dziewiętnastowiecznej Europy, przytoczyć w tym wypadku warto protagonistkę – Emilię Żmijewską.
Warsztat autora skupia się na światotwórstwie, co widać przy budowaniu malowniczego anturażu oraz wiarygodnych i wielowymiarowych portretów psychologicznych, ale barwnym, plastycznym i jasnym słowem Piskorski także grzeszy. „Czterdzieści i cztery” to dobrze napisana, bogata w opisy miejsc i charakterystyki postaci, sprawnie prowadzona narracyjnie książka, pozwalająca cieszyć się każdą swoją stroną. Jakoś tylko brakuje mi tu alegoryczności podobnej „Cieniorytowi”, co nie jest minusem, lecz podkreśla, że to dwie zgoła innego rodzaju opowieści.
Słowem – po Piskorskiego sięgać wypada, ponieważ to poziom wysoki, a sam autor pnie się coraz wyżej i być może w następnym roku czeka go drugi Zajdel, zasłużył sobie i nie wiem, czy ktoś zdoła go przebić. Chociaż przyznać trzeba, że konkurencję ma całkiem nie najgorszą – „Puste niebo” Radosława Raka czy „Grimm City. Wilk!” Jakuba Ćwieka – póki co jednak ma bodaj największą szansę na nagrodę Fandomu.