Jeżeli kiedykolwiek zastanawiałeś się co albo kto odpowiada za twoje życiowe fatum czy po prostu pecha dnia, a jesteś bądź co bądź fantastą z krwi i kości, to Marta Kisiel w „Sile niższej” odpowiada na owe pytanie. A czyni to słowem, fabułą i światem przedstawionym tak sprawnie, że nie raz możesz zastanowić się, czy masz właściwie do czynienia z pisarzem o wielkim bagażu twórczego doświadczenia, czy z autorką, której to dopiero trzecia książka. Bardzo dobra książka, dodajmy.
Siła niższa bowiem to istota może nie aż tak potężna, jak jej zmyślniejsza kuzynka, ale potrafiąca dać człowiekowi – albo dożywotnikowi – nieźle w kość. Konrad Romańczuk tego koronnym świadkiem i poszkodowanym, bo to na niego tym razem uwzięła się ta pokręcona i zawsze przynosząca zgniły owoc postać. Po dramatycznych wypadkach z „Dożywocia” nieszczęsny literat został zmuszony do zamieszkania ze swoją zgrają stworków w posiadłości, zarządzanej przez niejakiego Tura – i to właśnie tam zdarzą się rzeczy o kluczowej roli dla życia Konrada oraz wiele zabawnych perypetii, które odcisną się na jego ciele siniakiem.
Warstwa fabularna podobnie jak w pierwszym tomie „Dożywocia” bazuje przede wszystkim na wątkach obyczajowych, które bynajmniej do najzwyczajniejszych nie należą, zwłaszcza, że dramatis personæ w lwiej części to stwory raczej do realistycznego świata nie pasujące. Jednak intryga utworu pełna jest także scen zarówno alegorycznych, jak i czysto rozrywkowych – a w szczególności komicznych, podnoszących poziom zadowolenia czytelnika nawet w najbardziej chandryczny dzień. I te dwie gałęzie pełnią tutaj zasadniczą rolę – w jednej, autorka za sprawą sprytnych metafor oraz przemycanych od czasu do czasu ważkich tematów może przekazać coś istotnego, co oferuje interpretatorowi kilka powodów do refleksji; w drugiej zaś Kisiel zaprasza na (bezpieczną) jazdę bez trzymanki, przetykanej licznymi gagami oraz humorem tak rubasznym, jak i czarnym – a to wszystko w wariantach komizmu charakterologicznego, lingwistycznego i sytuacyjnego. Być może fabularnie nie dostajemy wartkiej akcji, nasączonej spektakularnymi czy emocjonującymi wydarzeniami, lecz mimo to uwaga czytelnika permanentnie koncentruje się na treści, dostarczającej wysoko odżywczych wartości literackich.
Niemniej, to nie intryga utworu a świat przedstawiony gra w „Sile niższej” pierwsze skrzypce, zwłaszcza bohaterowie. Sceneria wprawdzie również odpowiednio nastraja i została bardzo sprawnie skomponowana, ale stoi w cieniu obsady. Konrad Romańczuk, pisarz cierpiący na niemożność twórczą – to kreacja stworzona według najlepszych reguł, posiada zarówno wady i zalety, czytelnik zna jego historię, motywacje, myśli, obawy i dążenia, a także to czego konkretnym postaciom życzy. Budzi emocje i zachowuje się logicznie, chyba że bezsensowne poczynania uzasadnia fabuła, acz nie ma tego wiele. Tak bardzo pogłębiona psychologicznie sylwetka z pewnością sprawi, że odbiorca z łatwością nawiąże z nim nić porozumienia i szybko wciągnie się w perypetie, będzie mógł się z protagonistą w pewnych punktach utożsamiać i na pewno trzymać będzie za jego cele kciuki. Jednak im dalszy plan, tym mniej autorka poświęca rysom psychologicznym uwagi, co nie jest wcale minusem, bo ktoś musi przejmować osławione show. Warto również wspomnieć o Licho, które często przejmuje stery opowieści i to na nim skupiać się będzie interpretator, chociaż nie jest tak rozbudowany, jak Konrad. W utworze występuje wiele postaci dobrze nam znanych, lecz pojawiają się także nowe – zasada niemniej jest podobna jak w poprzedniej części, wszyscy bohaterowie muszą być nietuzinkowi, posiadać indywidualne cechy i zabawiać na różne sposoby.
W odbiorze znaczący wkład miał także warsztat autorki – mimo że to dopiero jej trzecia wydana książka, wcześniej co prawda publikowała opowiadania, to pióro ma wyrobione. Kisiel – jak na prawdziwą polonistkę przystało – włada poprawną, bogatą polszczyzną i czyni to, na co coraz rzadziej odważają się autorzy (ku zgrozie formalistów) – czyli bawi się słowem, tworzy ciekawe wariacje lingwistyczne i pokazuje na czym polega styl artystyczny. To jeden z czynników, który sprawia, że „Siłę niższą” czyta się wcale szybko i gładko, na kartach powieści nie uświadczymy żadnych zgrzytów, ani nużących momentów, chociaż autorce nie raz zdarza się rozwijać opisy do okazałych rozmiarów.
„Siła niższa” to powrót do poziomu „Dożywocia”, książka o wiele lepsza od „Nomen omen” jeżeli chodzi o warstwę fabularną i świat przedstawiony, który został tutaj co nieco rozwinięty. Utwór w pełni satysfakcjonuje czytelnika, stanowi udaną kontynuacje oraz pokazuje, że pisarka może nas jeszcze niejednym zaskoczyć. Oby tylko odbiorcy nie musieli znowu długo czekać na dzieło sygnowane nazwiskiem Marty Kisiel.