N.K. Jemisin dotychczas nie uchodziła za najambitniejszą pisarkę, a polski czytelnik po lekturze „Zabójczego księżyca” czy „Sto Tysięcy Królestw” mógł dojść do wniosku, że ma do czynienia z autorką romansów paranormalnych, co raczej nie świadczy o jakości treści. Na szczęście ten okres w twórczości Jemisin zdaje się, że przeminął, chociaż najsłabszą stroną powieści wciąż pozostają motywy romansowo-erotyczne.
Jak wiadomo świat ma względnie cztery pory roku, ułożone w konkretnym szyku, niezmienne i następujące zawsze po sobie, ale nie w Stillness, gdzie pewnego dnia glob przecięła ogromna wyrwa, sięgająca jądra planety, i sprawiła, że nastała Piąta Pora Roku – seria kataklizmów druzgocząca powierzchnię ziemi. Na nieszczęście mieszkańców stała się cykliczna, acz niezbyt punktualna.
W takim świecie przychodzi żyć Essun, matce i żonie, starającej się zatuszować swe magiczne zdolności oraz wychować dzieci w krainie, w której woda, czyste powietrze i pokarm stanowią wciąż kurczący się deficyt. I mimo że kobiecie udało się utrzymać swój sekret w cieniu, pech chciał, że jej syn objawił nadnaturalny talent, tym samym prowokując ojca do niecnego czynu – synobójstwa i uprowadzenia córki. Essun musi odzyskać dziecko, lecz na jej drodze stoi umierający świat, pogrążony w cieniu naturalnych katastrof oraz społecznych antagonizmów.
Realia postapokaliptyczne to jedno, zupełnie inna kwestia to magia – nie ta, która porusza płytami tektonicznymi i sprowadza na świat destrukcyjne siły natury, tylko ta drzemiąca w ludziach – Górotworach, czyli obiektach potępienia, wyalienowanych przez swoją odmienność, obarczanych winą za kataklizm Piątych Pór Roku. Rodzinna tragedia Essun nie jest w uniwersum niczym szczególnym, wręcz przeciwnie: w społecznej mentalności takie zachowania stanowią część etosu, chwalebny czyn dla wyższych celów. Posiadająca nadnaturalne umiejętności – m.in. zdolność przesuwania warstw gleby – Essun staje więc w kropce, bowiem cały jej świat się zawalił, mąż okazał fanatykiem i zdrajcą, zaś w jej życiu nie ma już mowy na relatywną normalność. Jednak ona – mimo grozy, jaką może sprowadzić na nią ujawnienie się – postanawia przemierzyć świat i odnaleźć córkę.
Trzeba również dodać, że nie jest to uniwersum całkowicie wymarłe, nie ma tutaj doszczętnie zniszczonych osiągnięć wcześniejszych cywilizacji – technologia gdzieniegdzie wciąż się utrzymuje, acz nie w takiej roli, jakby się mogło wydawać. Warto też wspomnieć o eksperymentach i próbach, jakim poddaje się Górotwory, bo chociaż w postcywilizacyjnym społeczeństwie panuje zasada: wyklucz, zabij bądź zgiń”, to są i tacy, którzy pragną wykorzystać ich zdolności do własnych celów.
Mimo że jest to bogate, rozmaite oraz stworzone z rozmachem uniwersum, to widać w nim parę niedociągnięć i luk światotwórczych, które zapewne zostaną zalepione, rozbudowane i doprecyzowane w dwóch następnych częściach. Na razie „Piąta pora roku” wydaje się bardzo interesującą lekturą, rzucającą zupełnie nowe światło na alienację, dystans społeczny czy nietolerancję – i to właśnie ta problematyka, jak sądzę, zaważyła na decyzji jury o przyznaniu powieści nagrody Hugo. Moim zdaniem całkiem zasłużenie, bowiem światotwórcza praca i holistyczny pomysł na taką kompozycję wyszedł tutaj bardzo dobrze i przekonująco. Oby kontynuacje poszerzyły nieco granice uniwersum, ale nie zapomniały także o odpowiedziach na pytania, jakie pozostawiła Jemisin czytelnikom.
Język powieści nie jest także żadną przeszkodą w odbiorze utworu: jego subtelny, acz zasadniczo prosty wyraz umożliwia łatwe zrozumienie przekazywanej treści. Autorka wcale nie stawia na formalistyczne eksperymenty, ale nie prezentuje się jako pisarska rzemieślniczka, tylko jako ktoś pomiędzy, szukający złotego środka, choć dążący do wyrobienia sobie artystycznego stylu. Książkę czyta się zatem przyjemnie, bez dłuższych momentów, które są nużącymi zapychaczami, lecz problematyka nie zostaje zepchnięta tutaj na boczny tor – ona współgra z wydarzeniami i co rusz przemycana jest na główny plan. Jedyne, co można zarzucić Jemisin to opis scen erotycznych – odrealnionych i zbyt przesyconych, przez co efekt jest zgoła opozycyjny od zamierzonego.
Budowa rysunków psychologicznych też nie została zaniedbana – autorka z właściwą sobie wprawą udowodniła, że potrafi ukazać postać cierpiącą wewnętrznie, a na wierzchu surową, nie wyrażającą głębszych emocji. Essun to niezwykle złożona, niejednoznaczna sylwetka, posiadająca swoistą hierarchię wartości i własny punkt widzenia na kwestie moralne. Na pewno jest silnie umotywowana, zaś jej wybory są efektem długoletnich doświadczeń oraz obaw, jakie ma już nie tylko względem siebie, ale też swojego dziecka. W jej przypadku mamy do czynienia z wyrazistym charakterem, pobudzonym do działania, choć myślącym też rozważnie, co nie zmienia faktu, że jak człowiek daje się porwać temperamentowi. Pozostali bohaterowie prezentują się podobnie, jakościowo dobrze wykonana robota Jemisin, i mimo że nie są tłem dla poczynań protagonistów, to niemalże wszyscy w jakimś stopniu zostali przyćmieni przez kreację Essun.
„Piąta pora roku”, nagrodzona prestiżową Hugo, zabiera nas do świata, gdzie nadzieja umarła razem z nadejściem tytułowego czasu kataklizmów, nieregularnie cyklicznych i zmieniających powoli oblicze planety. Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, co by się stało, gdyby nasz glob stanął naprzeciw ostatecznej, nieodwracalnej, choć powolnej śmierci, to książka N.K. Jemisin przyniesie odpowiedź. A warto sięgnąć po pozycję, bowiem pod całym kurzem, ruinami i okrucieństwem świata skrywa się pointa, odnosząca się między innymi do społecznego wykluczenia oraz nietolerancji.