Kiedy sięgamy po nową książkę Pratchetta, nie wiemy, czego się spodziewać. Jak pisze wydawca, zdarza się tutaj coś niebywałego (z drugiej strony – w Świecie Dysku to norma). Otóż magowie miłujący tradycje – oby jak najbardziej przypieczone i z ziemniakami – starają się przywrócić zamierzchły zwyczaj gry w piłkę kopaną, dzięki drobnej sugestii lorda Vetinariego. Jednocześnie próbują pojąć jej antyczne zasady i połączyć je z duchem nowych czasów, który na ulicach Ankh-Morpork jest dosyć brutalny.
Pragnę ponad wszystko uświadomić czytelnikowi, że płaski a zarazem okrągły Świat Dysku, mimo że jest pełen magii i ma przyjemność (bądź nie) spoczywać na plecach czterech słoni, które to z kolei stoją na skorupie wielkiego A`Tuina, żółwia mknącego przez wszechświat, to świat niewiele różniący się od naszego.
Mamy tu rzeczywistość pełną magii, bóstw, wiar i religii wręcz kosmicznej, gdzie bogowie uwielbiali grać z ludźmi w różne rzeczy, pod warunkiem że wygrywali. A jednak jest to świat tak bliski nam. Poprzednie książki były satyrą na różne otaczające nas rzeczy, ludzką chciwość, pieniądze, wojny, religię czy przemysł filmowy. Tym razem, poza głównym wątkiem piłki nożnej, ukazanym na początku w stylu rodem z filmu Hooligans, gdzie motyw kibiców miał większe znaczenie niż sam football, należy wspomnieć o wątku szeroko pojętego rasizmu, ludzkiej nienawiści spowodowanej różnicami w kolorze szalika czy też o idealnym przedstawieniu manipulacji tłumami przez osoby u władzy.
Główny wątek książki stanowią przygody magów, którzy musząc zająć się tradycją sportową, by utrzymać beneficja zapisane im w spadku. Poza nim są też poboczne historie. Słynącej z zapiekanki z kruchą cebulką kucharki Niewidocznego Uniwersytetu Glendy, która w wolnych chwilach zajmuje się sprzedażą kosmetyków trolowym damom. Dodatkowo mistrzyni kuchni opiekuje się swoją piękną lecz niekoniecznie bystrą przyjaciółką Juliet, której praca jako modelka wzbudza podziw wśród krasnoludzkiej elity. Nie można pominąć oczywiście tajemniczego gnoma, pana Nutta, który mimo wielkiej wiedzy podręcznikowej oraz znajomości filozofii i alchemii nieraz przekraczającej umiejętności magów, w spokoju i ciszy zajmuje się świecami na Niewidocznym Uniwersytecie, by wreszcie, dzięki podróży wewnątrz siebie, odkryć kim jest.
W książkach Pratchetta znajduję zawsze jeden i ten sam minus – one są po prostu za krótkie, ponad wszystko chce się na dłużej zawitać w tym osobliwym świecie, który jest jednocześnie tak podobny do naszego. W kwestii tłumaczenia pan Cholewa ponownie wykazał się nie lada umiejętnościami i językiem, tłumacząc tekst z oryginału tak, by nie stracił swojego nieraz przewrotnego znaczenia. Kto nie dowierza, niech spróbuje przeczytać w angielskiej wersji jakąkolwiek książkę Pratchetta z cyklu Świat Dysku. Przyznam, że jest to nie lada wyzwanie lingwistyczne, ale jednocześnie dobra praktyka oraz okazja do zapoznania się ze specyficznym humorem i językiem autora w oryginale.
Polecam sięgnąć po tę książkę, a zaraz po niej po każdą kolejną ze „Świata Dysku”, by poznać wszechświat, gdzie Śmierć mówi drukowanymi literami i uwielbia koty, bogowie za ateizm wybijają szyby w oknach, a tyrania jest jedyną dobra formą demokracji.
Autor: Terry Pratchett
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka/ Prószyński Media
ISBN: 978-83-7648-377-1
Liczba stron: 488
Wymiary: 142 x 202 mm
Okładka: Miękka