Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Książka

Wiatrodziej – Susan Dennard (recenzja)

Susan Dennard to świeże nazwisko w literaturze fantasy, ale już zdążyło odrobinę namieszać w kręgach young adult, wbijając się na listę bestselerów New York Timesa. Jej autorski cykl „Czaroziemie” określany jest przez konfraterię, choćby Robin Hobb czy Sarah J. Maas, jako dzieło warte uwagi – w istocie jest jej warte, bo to ciekawa pozycja, ale w żadnym wypadku nie odkrywcza czy wnosząca do gatunku świeżości.

Dennard po prostu podeszła do tematu bardziej szczegółowo, co również zdarzało się w ramach fantasy (patrz. Brandon Sanderson, Brent Weeks), postanowiła opracować system magii oparty na wyspecjalizowanych sztukach, na bazie swych umiejętności (wyuczyć się można władania jedynie wrodzonych zdolności), jak kontrolowanie wiatru (tytułowy wiatrodziej), wody (pływodziej), więzi ludzkich (więziodziej), krwi (krwiodziej) et cetera. Autorka wybrała jednak metodą rozszerzania, nie pogłębiania tego aspektu utworu. Niemniej, świat szafujący i działający według tak prostego modelu jest całkiem interesujący, zgodny z rozwiązaniami fabularnymi oraz kontekstami kulturowymi uniwersum.

Na Janie dochodzi do zamachu, księciu Merikowi udaje się przeżyć, choć nie wychodzi z tego wydarzenia bez szwanku. Spalony okręt, utrata przyjaciela i siostra Vivia, pragnąca go zabić, aby zająć jego miejsce na tronie, nie wróżą nic dobrego. Nad Czaroziemiem w dodatku zbierają się wrony wojny. Tymczasem u Safi i Iseult również nie układa się zbyt dobrze, przyjaciółki zostały rozdzielone – prawdodziejka towarzyszy cesarzowej Venessie, lecz mimo początkowego spokoju, musi z władczynią uciekać. Iseult z kolei boryka się z Aeduanem, krwiodziejem, którego intencje pozostają w sferze tajemnic.

Struktury narracyjne są rozmieszczone tak, aby przyciągać uwagę czytelnika i zachęcać go sprytnymi zabiegami do czytania nawet tych momentów, które niespecjalnie porywają. Dennard hojnie szafuje sensacyjno-przygodowo-awanturniczymi motywami – walki z piratami, magia, dworskie machinacje, potyczki na morzu i lądzie, pogonie… Czego to w tym utworze nie ma? Niemniej, wszystko, co zostało podane w „Wiatrodzieju” już znamy. Przedstawiana historia to jedna z setki opowieści, które czytaliśmy, słuchaliśmy czy oglądaliśmy wielokrotnie, ale to rozrywka nieczęsto się nudząca.

Kreacja bohaterów stanowi bodaj – po specyficznym systemie magii – najbardziej dopieszczonym komponentem książki. Czytelnik wie teoretycznie wszystko o dwóch głównych bohaterkach, zna ich historię, kluczowe momenty dotychczasowego życia, przeżycia wewnętrzne, przemyślenia, sposób rozumowania, motywacje, dążenia, marzenia, wie, co im się podoba, czego nie cierpią… Nie można zapomnieć o zindywidualizowanych cechach, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, choć w ogólnym rozrachunku jawią się jako szlachetne, lecz skrzywdzone przez los dziewczyny. Książę Merik z kolei to archetypiczna postać królewicza – tylko prócz bajkowego sznytu, został nieco pogłębiony psychologicznie, aby odbiorca wiedział, co akuratnie chodzi mu po głowie i dokąd zmierza.

W materii protagonistów na razie sytuacja wygląda dość dychotomicznie – podział na czarne i białe charaktery, wyjątkiem na szczęście jest Aeduan, postać niejednoznaczna, kierująca się dość osobliwymi pobudkami. Jeżeli chodzi o drugo i trzecioplanowych bohaterów to sprawa jest raczej mało skomplikowana, bowiem najczęściej sprowadzani zostają do roli tła dla poczynań istotniejszych sylwetek, ale czasem zdarzają się wyjątki.

Dennard w „Wiatrodzieju” wyraźnie poprawiła warsztat, nie widać już aż tylu niedociągnięć i potyczek debiutanta – zdecydowanie bardziej świadomie posługuje się także językiem. Ten zaś nie powinien dla nikogo być przeszkodą w lekturze. Jest jasny i sugestywny. Jednak cała opowieść póki co opiera się na walce Dobra i Zła, z maleńkim dodatkiem czegoś pośredniego. No i ten wątek miłosny, na szczęście zepchnięty na boczny tor i nie aż tak wymuszenie ckliwy. Co nie zmienia faktu, że powinien usatysfakcjonować miłośników opowieści z romansowym sznytem.

Czego więc można spodziewać się po „Wiatrodzieju”? Kontynuacji wątków znanych z poprzedniej części, mianowicie dworskich knowań, bratobójczego polowania, zwrotów akcji i mnóstwa niezobowiązującej rozrywki, przepełnionej akcją rodem z awanturniczych opowieści – a do tego świat namalowany z rozmachem, gdzie wartość przyjaźni, miłości, altruizmu poddawane są licznym próbom.