Książkowe uniwersum „S.T.A.L.K.E.R” zaczyna rozrastać się coraz szybciej – dotychczas w ramach serii pojawiło się siedem pozycji, sygnowanych wyłącznie dwoma nazwiskami. Jeszcze w tym roku do tego grona mają dołączyć trzy (Lewicki, Haladyn i Nieściur), ale póki co na arenie mamy Gołkowskiego i Noczkina. Nie ma się, co spierać, który z nich króluje, ponieważ starcie jest zupełnie nierówne – mamy początkującego pisarza z tuzem sprawiającym wrażenie, jakby Zonę znał lepiej niż własną kieszeń, a do tego obdarzonego niebywałym talentem gawędziarskim. Teraz, po „Ślepej plamie” oraz „Czerepie mutanta”, przyszła kolei na finis coronat opus – czyli długo wyczekiwany „Łańcuch pokarmowy”.
Ślepy próbował porzucić Zonę raz na dobre, ale mu nie wyszło… Permanentne życie poza Strefą jeszcze musi poczekać, podobnie zresztą jak jego ukochana Lariska. Bohater chce po raz ostatni poczuć zapach skażonego powietrza i pożegnać się z wieloletnim fachem, zwieńczając fin de siècle rasową, stalkerską misją – włącznie z przedarciem się przez zasieki Kordonu, unikaniem bandytów, mutantów i anomalii, wkroczeniem w trzewia Zony i wykonaniem questa… Nie, Ślepy taki nie jest. Dostał po prostu ofertę nie do odrzucenia. Jednak samo zadanie – w porównaniu z innymi – banalne z początku, okazuje się takie wyłącznie z pozoru. Strefą Zakazaną zaczynają interesować się niebezpiecznie ważne persony, bandosy stają się bardziej natarczywi, a i Bękarty Sarkofagu mocno dają o sobie znać. W środek całego galimatiasu wpada naturalnie Ślepy i musi się nieźle napocić, żeby wyczołgać się z tego bagna.
Na pierwszy rzut oka nie dostajemy nic nowego, czego u Noczkina już byśmy nie widzieli. Ot, protagonista dostaje questa, wkracza do Zony właściwym sobie – pełnym kombinatoryki – sposobem i zmierza do celu, omijając, względnie pokonując, przeszkody, czasem zbacza z wyznaczonej marszruty, ale w końcu trafia w wybrane miejsce – ułożenie schematu iście à la Ian Fleming. Noczkin zmienia ustawienie oraz elementy sekwencji, tworząc przy tym dzieło, jakiego czytelnik od niego oczekuje, z zachowaniem właściwych proporcji, co swoją drogą u Gołkowskiego czasem szwankuje. Oczywiście sztampowe modele również muszą mieć miejsce – topos fatalisty oraz wiejskiego głupka nie raz zostaje przez autora świadomie – ku uciesze odbiorcy – zaakcentowany, do tego dołóżmy uwielbianą agnicję (rozpoznanie), którego się można spodziewać, acz Noczkin robi wszystko, żeby tożsamość rzeczy nie była podana wprost. I mimo że można zarzucić schematyczności pisarzowi, to nie powinno się przy tym zapominać, iż jest to powieść popularna, rządząca się właśnie takimi prawami, a autor, jak wynika ze struktur narracyjnych trylogii, znakomicie zna owe credo. Ten opis ogranicza się jednak tylko do wątków Ślepego, ponieważ równolegle do jego losów, przedstawiane są perypetie grupki bandytów oraz – bardzo skromnie – pewnego Stwora – i ta ostatnia linia fabularna to istny majstersztyk.
Świat przedstawiony w serii pełni kluczową rolę, choć u Noczkina schodzi raczej na drugi plan (za intrygę – czyli wg Arystotelesowskiego szkicu). Zona – dotknięta małą apokalipsą strefa – to zamknięty, chroniony przez wojsko obszar, na którym występują wszelakiego rodzaju irracjonalne zjawiska: mutanty, anomalie, mikrokatastrofy, ksenomorfy etc.. Noczkin zaś wyśmienicie wypróbowuje ars déco, plastycznie przedstawiając krajobrazy i oddając ducha społeczności, które – nielegalnie – tam przebywają. Bo cała esencja „S.T.A.L.K.E.R.a” polega właśnie na tytułowych stalkerach, zbieraczach artefaktów, którzy potem próbują sprzedać towar (chabar) na Dużej Ziemi – a jest to towar deficytowy.
Skoro wspomnieliśmy stalkerów, najwyższy czas przejść do sylwetek bohaterów. Ślepy, pierwsze skrzypce powieści, to niezwykle dopracowana, przemyślana postać, której Noczkin nie skąpił detaliczności w rysunku psychologicznym. Niby szary wędrowiec Kordonu, ale wykazujący wiele cech opozycyjnych względem archetypowego stalkera. Jest pomocny (nawet dla nieznajomych), stara się unikać niebezpieczeństw, szuka łatwego zarobku (co akurat u stalkerów jest rzeczą normalną), ale jednocześnie pcha się tam, gdzie nikt inny by nie wściubił nosa, co jednocześnie zaprzecza jednej z jego podstawowych (już wymienionych tutaj) zasad. Dodajmy do tego, że cierpi na daltonizm – a w Zonie dobre rozpoznanie koloru nierzadko jest sprawą życia i śmierci. W drugim rzędzie znaleźć możemy nie mniej ciekawe indywidua, jednak stanowią raczej nietypowych bandytów – tu Budda i Tolik – ale to zupełnie inna bajka, co nie zmienia faktu, że portret psychik obu postaci nie zszedł na boczny plan, a i bohaterowie trzecioplanowi są również dobrze zarysowani – imię ich zaś: LEGION, ponieważ karty powieści wprost epatują zgrajami barwnych, nietuzinkowych charakterów. Na koniec Stwór, czyli naturalny zabójca doskonały, ewoluujący w taki sposób, aby stać się największym łowcą Zony.
„Ślepa plama” była znakomita, „Czerep mutanta” nie zawiódł, „Łańcuch pokarmowy” pokazuje, że świetne pióro i pomysłowość u Noczkina idą w parze – permanentnie! Przepełniona dowcipem, swoistym folklorem Zony, problematyką rodem z wielkiego świata i homo sapiens w rozmaitych wariantach (od podłych szuj po szlachetnych „rycerzy”); powieść to przygoda, którą warto uraczyć wyobraźnię i zafundować sobie chwilę czystej przyjemności. Jedynym większym minusem jest to, że podobno to koniec perypetii Ślepego.