Komiks to medium często postrzegane jako te czysto rozrywkowe, po trosze infantylne i banalne, skierowane do dużych chłopców lubiących innych chłopców w rajtuzach. Ale chyba nikomu, kto czytał choćby „Maus” Arta Spiegelmana, nie trzeba tłumaczyć, że to nie tylko dojrzały, konkurencyjny dla kina czy książki środek przekazu, lecz także matryca, na której można podejmować najcięższe tematy. Współcześnie udowadnia to „Infidel” Pornsaka Pichteshote’a i Aarona Campbella mierząc się w konwencji grozy z rasizmem i nietolerancją.
Amerykańska muzułmanka pakistańskiego pochodzenia Aisha wraz z narzeczonym Tomem (białym katolikiem), jego córką i matką wprowadza się do budynku, w którym podobno doszło do terrorystycznego zamachu. Nieliczni sąsiedzi są niechętni wobec nowej mieszkanki, choć to nie jest największy problem młodej mężatki – musi wytworzyć jakiś kompromis w życiu z bliskimi o odmiennych wzorcach oraz poradzić sobie z koszmarami, które czasem dosłownie wychodzą ze ścian.
Opowieść nie należy do przesadnie skomplikowanych – do pewnego momentu to przedstawienie obyczajowej codzienności, które czasem przetykają mroczne wizje z pogranicza sennego koszmaru – ale wreszcie wzmaga się napięcie, z każdą kolejną stroną tylko rosnąc. I chociaż fabułę trudno określić niebywale interesującą, to podejmowane na kartach komiksu tematy angażują i mogą we właściwy dla horroru, metaforyczny sposób zobrazować emocjonalność osoby z poczuciem osamotnienia, strachu przed niezrozumieniem i wrogości.
Sięgając po „Infidel” – dość specyficznie etykietowany – można się obawiać wciskania politycznej poprawności i określonej ideologii, ale autorzy postanowili podejść do tematu poważnie, zachowując dystans. Bez sądów (i pozytywnych, i negatywnych) zarysowują codzienność kobiety, wywodzącej się z egzotycznej – z nadwiślanej perspektywy – cywilizacji. Takie działanie pozwala zrozumieć niektóre aspekty życia osób o nieco odmiennych wzorcach i wartościach za sprawą stosunkowo przystępnej, po części rozrywkowej formy.
Z drugiej strony, twórcy nie pozostają obojętni na… obojętność społeczeństwa. Silnie krytykują nietolerancję wierzeniową i rasizm, ukazują siedzenie w strefie komfortu, bańce uprzedzeń i stereotypów jako postawy negatywne. Między wierszami „Infidela” apelują o włączenie empatii. Nawołują do otwartego dialogu – niedrastycznego środka radzenia sobie ze społecznymi problemami współczesności – i o odrzucenie stanowisk ksenofobicznych. Są to nienachalne treści, ale zwracają uwagę na napięcia, konflikty, zaniechania i brak prowspólnotowych aktywności (z obu stron).
Graficznie Campbell ma do powiedzenia wiele. Umiejętnie wykorzystuje różne techniki, aby bawić się z konwencją, uwypuklić miejsca narracyjnie niejednoznaczne i newralgiczne, dając czytelnikowi powody do zastanowienia, czy to, co obserwuje to na pewno senny koszmar, przywidzenie, halucynacja, czy może już spersonifikowany demon? A przy tym stara się balansować na pograniczu realizmu – szczególnie tam, gdzie świat jest obiektywnie rzeczywisty.
Nie da się ukryć, że zaangażowanie w tematy społeczne autorów to główna zaleta komiksu, forma i konwencja też wydają się ciekawe (zwłaszcza patrząc na to, co dzieje się w kinie grozy ostatnich lat). Niestety nie każdy aspekt utworu można nazwać udanym. Już w stylistyce horroru widać pewne mankamenty, ale nie jest to – jak chce w posłowiu Jeff Lemiere – przyczyna środków, które posiada kino, a których nie ma komiks. Sama fabuła również odrobinę kuleje i jest po prostu nierówna. Jednak po zakończeniu lektury, wady szybko rozpływają się w zapomnieniu, a pozostaje wciąż tlące się zastanowienie nad kondycją człowieka i tym, czy jest w stanie odrzeć się z apriorycznych sądów o tym, kim jest – przyszytych doń wyłącznie za względu na rasę, płeć, naród, wyznanie czy wiek.