Na księgarniane półki powraca nowa edycja „Ksiąg Magii” Neila Gaimana. Czy to wynik popularności autora? Czy naprawdę dobra opowieść? Jednego można być pewnym – nie jest to pierwsza lepsza lektura, która jak za pstryknięciem wyparuje z czytelniczej pamięci.
Otóż o twórczości Gaimana nie można powiedzieć, że jest tuzinkowa. Każda praca to wniknięcie w inne problemy, głębokie, nienachalne zastanawianie się nad istotą i sensem świata, bytności człowieka, a także tego w co wierzy. Nawet w przypadku „Ksiąg Magii” pojawiają się tropy i sugestie, które pokuszą czytelnika na zbłądzenia w tych meandrach. Ale to rzecz piękna. Szczególnie dlatego, że właściwie niezależna od tego, o czym stara się opowiedzieć w warstwie fabularnej historia. To niesamowity deser, wynikający co prawda z lektury, choć wyłącznie za przyzwoleniem i ciekawością odbiorcy – i clue tego wszystkiego jest to, że autor utkał opowieść w taki sposób, że ta ciekawość z każdą kolejną kartką jest tylko podsycana.
Jest to przecież historia z pozoru zwyczajnego chłopca – Timothy’ego Huntera – nastolatka w okularach i z sową, bystrego, acz odrobinę oderwanego od świata. Okazuje się bowiem, że to on ma w przyszłości stać się najpotężniejszym magiem w uniwersum. Wiedząc to pewna drużyna złożona z Johna Constantine’a, Phantom Strange’a, Doctora Occulta i Mra E postanawia odpowiednio przygotować go na to. Jednak ta droga nie będzie wcale łatwa.
Czy taki opis może sugerować rozważania o bycie? Niekoniecznie. Równie nieoczywiste jest zdaje się to, że tom nazwano „Księgi Magii”, ale poznawszy strukturę początkowych wydań i samej narracji staje się to jasne i całkiem sprytne. Czterech przewodników po światach magii, cztery osobne rozdziały – i każda z nich po trosze koncentruje się na czymś zgoła innym. Ma inny ton, inny sposób narracji, inne rodzaje aluzji do naszej rzeczywistości. Każda z nich nakłada nowe warstwy interpretacji, których odczytywanie do łatwym być może nie należy, ale sprawia niebywałą radość i satysfakcję czytelnikowi.
Gaiman nie mówi niczego wprost. Ukazuje ten multiświat jako coś, co czasem po prostu dzieje się, a czasem jest praktycznie niemożliwe do zrozumienia przez tak złożony umysł. Seria niedopowiedzeń, sugestii, symboli i enigmatyczności doprawa lekturę i pozwala odbiorcy zebrać niezwykłe plony sensów, które zachęcają do refleksji nad samym sobą, swoim celem i… o czym nieco wyżej, światem. Ale takie dywagacje to coś, czego można się było spodziewać po takim autorze.
Graficznie także wszystko zagrało. Co więcej, artyści postarali się, aby nie była to wyłącznie czytelna ścieżka wizualna wedle scenariusza. To popis artystycznych możliwości i pewna swoboda w sposobie przedstawienia – nie ma w „Księgach Magii” podziału li tylko na zeszyty z innymi przewodnikami etc., każdy rozdział został narysowany przez innego artystę, dzięki czemu od razu czujemy, że nastąpiła zmiana. Szczególnie, że każda z obranych tu estetyk znakomicie wpisuje się w klimat i ton danego świata magii, tworząc niesamowitą – ha! wręcz magiczną – atmosferę.
„Księgi Magii” Neila Gaimana to wyjątkowa lektura, odżywcza i inspirująca, ukazująca jak współcześnie można zarówno grać w wielką postmodernistyczną grę, jak i udowadniać, że potęga wyobraźni wciąż może stworzyć coś niezwykle oryginalnego (nawet w świecie uniwersum DC, w którym tak naprawdę rozgrywa się cała opowieść). Gdybyście mieli wątpliwość, że to odcinanie kuponów od innych popularnych dzieł autora… Nie wahajcie się, to dzieło skrzące się erudycją i nieszablonowością, a przede wszystkim wyraźnie i szczerze włożonym w prace nad tym dziełem sercem.
Powieść graficzną „Księgi Magii” Neila Gaimana
oraz wiele innych komiksów, książek czy gadżetów
znajdziecie w sklepie Gandalf.com