Wprawdzie to nie najlepsze dzieło Tony’ego Sandovala, ale wypada przypomnieć tym, którzy nie wiedzą, że każda premiera nowego komiksu tego artysty to wydarzenie, obok którego żaden fan komiksów nie powinien przejść obojętnie. No, chyba że nie ma skończonych osiemnastu lat. Ale i na takich przyjdzie pora.
Intrygujące jest to w jaki sposób Sandoval buduje swoje opowieści. One są właściwie kartką z codzienności. Bohaterowie spędzają wakacje, chodzą na targ po warzywa, owoce czy ryby, szwendają się po okolicy, chodzą w lokalne samotnie – coś, co znamy z autopsji. Z tym, że tam, gdzie u nas jest chwila zadumy w ustronnym miejscu, u Tony’ego zaczynają dziać się cuda. Świat rodem wyjęty ze skrytych zza drzew latynoskich baśni, intrygująco przeobrażonych przez artystę zza tychże drzew – tylko w komiksie – wychodzi. Wkracza do życia głównych bohaterów, aby wybić ich ze strefy komfortu, alegorią wyobrazić ich wewnętrzny stan emocjonalny oraz sprawić, że wszystko pójdzie do przodu.
W taki oto sposób do życia Glorii wkrada się enigmatyczny, magiczny wąż, wyjawiający jej odpowiedzi, gdy tylko znajdzie się w chwili uniesienia. Na początku sądzi, że to wyłącznie jeden z tych snów, ale po pewnym czasie odkrywa, że to, co wydawało jej się tylko ulotnym wspomnieniem z objęć Morfeusza, było czymś rzeczywistym i na rzeczywistość wpłynęło. Korzystając od czasu do czasu z pomocy węża, Gloria zaczyna dowiadywać się, gdzie jest jej zaginiony ojciec.
W „Mroku w Różu” jest kilka elementów, które zasługują na większą uwagę i stanowią o jakości dzieła. Nie jest to rozbudowana, wielowątkowa fabuła z błyskotliwym rozwiązaniem. Właściwie całość błąka się gdzieś na granicy mglistego celu (jak się okazuje ostatecznie błędnego – w sensie dążenia narracyjnego) fabuły oraz oniryczności, wyłapywania absurdalnych, metafizycznych zjawisk, nad których istnieniem czytelnik zastanawia się cały czas. W komiksie nic nie jest oczywiste, nawet to, dokąd dąży ta historia.
Opowieść ta skupia się na młodych ludziach, ich pragnieniach, tym, gdzie się właśnie znajdują, co mają przed sobą. Nie powinno nikogo zdziwić, że erotyczne wyobrażenia są w pewien sposób alegorią inicjacji seksualnych, przez które postacie wchodzące w dorosłe życie przechodzą. A gdy to robią odkrywają to, co skrywali i dają ponieść się chwili. Wszystkie te wydarzenie nadają całości dość osobistego, emocjonalno-impulsywnego charakteru.
Rozbudowana alegoryczność tego utworu pozwala natomiast snuć rozmaite interpretacje i jeszcze bardziej poznawać wnętrze bohaterów, szczególnie zaś Glorii. Czasem pewne tropy prowadzą do mrocznych sekretów – a raczej wyobrażeń na temat tego, jakie dziewczyna tajemnice może skrywać. Niepokojące. Zważywszy na to, co zdaje się główną osią fabularną tego dzieła. Ponadto te wszystkie figury pozwalają sądzić, że to przede wszystkim historia o poznawaniu i szukaniu siebie, badaniu swego ciała fizycznego, sprawdzaniu jak reaguje na to nasza psychika i emocje.
Oniryczność, plastyczność i oryginalne modele świata przedstawionego to cecha wyróżniająca warsztat autora. Wystarczy wziąć do ręki tom, zerknąć na okładkę i żaden inny rysownik nie przyjdzie nam do głowy. Tony ma ten wdzięk i wyczucie, odpowiednio dobranego do tego, co chce zaprezentować w swoich historiach. Już tylko ze względu na graficzną oprawę, wypada poznać kunszt Sandovala.W tym przypadku nigdy nie zawodzi. W innych zresztą też.
Opowieść zawarta w „Mroku w Różu” nie jest czymś, co da się prosto przetrawić. Powierzchownie to opowiastka o dorastaniu i seksualnych kontaktach, swoistej młodzieńczej namiętności, lecz czytelnik ma wiele miejsc, gdzie może intelektualnie kopać głębiej, znacznie głębiej. A sensy, które uda mu się wydobyć, trudno zliczyć. Jest to bowiem kolejna perła w dorobku Sandovala, do której warto będzie wracać regularnie.