Kawerna: Gazeta Fantastyczna
MEDIA
Kategorie: Recenzje

RECENZJA: SZCZELINAMI | Gdy kobieta staje się wierszem

Jeśli są książki, które trzeba czytać, to Szczelinami Wita Szostaka trzeba raczej podsłuchiwać. Każda strona to cichy fragment rozmowy prowadzonej przez kobietę, która – być może – nigdy nie chciała mówić głośno. Nie dlatego, że nie miała nic do powiedzenia. Wręcz przeciwnie. Po prostu świat nie zawsze umie słuchać kobiet, które chcą coś opowiedzieć bez patosu, bez narracyjnej inżynierii i bez obowiązkowego początku, środka i zakończenia.

Szostak – jakimś cudem – oddaje tej kobiecie głos. I to głos nieprosty, nieporadny, pełen szczelin właśnie. Takich przez które przecieka poezja, cielesność, bunt, macierzyństwo, rozpacz i znużenie światem, który za wiele od niej chciał, a za mało rozumiał.

Nie-poetka pisząca nie-wiersze, czyli portret kobiety w wersji bez filtrów

Nie ma fabuły, powiedzą niektórzy. Nie ma rozdziałów. Nie ma bohatera z celem i antagonistą. Mają rację. Ale też: jest życie. Takie w kawałkach, w notatkach na marginesie, w zapiskach, które mogłyby być publikowane w tomikach albo pozostawać w szufladzie – a teraz zostały złożone w książkę, która bardziej przypomina spowiedź przeżutą przez język poetycki niż klasyczną powieść.

Narratorka – poetka, kobieta, matka, dziewczynka i starucha zarazem – mówi. O krwi. O porodzie. O ciele. O miłości, która nie była tym, czym miała być. O mężczyznach, którzy coś próbowali zrozumieć i o tych, którzy nie próbowali wcale. O córce, która mogłaby istnieć inaczej, gdyby matce pozwolono być naprawdę sobą. I o sobie samej – gubiącej się między wersami, jakby słowa były jedyną formą istnienia, jaką potrafi unieść.

Szostak jako medium: nie opowiada, tylko umożliwia

Nie sposób przecenić, jak odważnym, ryzykownym i zarazem fenomenalnie przemyślanym eksperymentem jest ta książka. Wit Szostak nie udaje kobiety. On nie gra tej roli. On ją konstruuje, oddając głos, który nigdy nie jest fałszywy – co zdumiewające, bo przecież mężczyzna pisze kobietę w formie wierszy wolnych, które mają być jej głosem, jej rytmem i jej krzykiem.

A jednak to się udaje. Nie przez imitację, tylko przez pokorę wobec tematu. Szostak pozwala, by ta bohaterka się wypowiedziała. A raczej: pozwala, byśmy słuchali jej w chwili, gdy wypowiada siebie. To nie opowieść o niej – to ona jako opowieść.

Konstrukcyjnie to przypomina tomik poetycki z dziewięcioma „tomami” i dodatkami, ułożonymi w porządku dat publikacji – od 1995 do 2021. W tym czasie bohaterka dojrzewa, kocha, rodzi, żegna się z sobą samą, gubi się w codzienności i próbuje ją zrozumieć. Ale nie za pomocą narracyjnych rozwiązań – tylko przy pomocy tych kilku linijek, które zostały jej między życiem a przemilczeniem.

Nie-powieść, która zostawia prawdziwy ślad

“Szczelinami” to książka, której się nie „kończy”. To książka, która rozsypuje się po duszy i zostaje tam w różnych formach: jako pytanie, jako wspomnienie, jako echo. To powieść o kobiecie, która chciałaby być opowiedziana, ale wie, że nigdy nie będzie – więc opowiada siebie w strzępach. To również literacki eksperyment, który mógł być katastrofą, a stał się jednym z najbardziej oryginalnych głosów we współczesnej polskiej literaturze.

Szostak udowadnia, że forma to nie tylko estetyka. Forma może być treścią. Szczeliny mogą być opowieścią. A kobieta nie musi być zrozumiana – wystarczy, że będzie wysłuchana.

Nie każdemu ta książka „siądzie”. I dobrze. Bo literatura, która próbuje powiedzieć coś nowego o kobiecości, nie powinna być łatwa. Powinna być prawdziwa. Nawet jeśli boli.

Szczelinami