Kiedy ostatni raz Galactus pojawił się na ekranie, wyglądał jak kosmiczna chmura, która zjadła złe CGI i odbiło jej się planetą. Tym razem będzie inaczej. W nadchodzącym filmie „The Fantastic Four: First Steps”, reżyser Matt Shakman idzie pod prąd dominującej mody na motion capture i green screen – i stawia na praktyczne efekty specjalne.
Tak jest. Ralph Ineson, znany z ról w The Witch i The Northman, zagra Galactusa w pełnym, fizycznym kostiumie. Jak przyznał Shakman w rozmowie z Entertainment Weekly, jego celem było nadanie postaci realnego ciężaru. „Nie chciałem, żeby Galactus był tylko kolejną animacją. Chciałem, żeby ktoś naprawdę go zagrał – żeby można było z nim stanąć twarzą w… twarzopodobną strukturę hełmu” – mówi reżyser.
Oczywiście nie wszystko da się osiągnąć bez komputerowej magii – skala Galactusa wymaga trików zdjęciowych godnych Mount Rushmore. Ale efekt końcowy ma przywoływać ducha retro-futuryzmu z lat 60. i oddawać hołd komiksowemu oryginałowi. Zamiast sentymentalnej chmurki – fioletowo-niebieski kolos z planami konsumpcyjnymi na skalę galaktyczną.
W filmie zobaczymy również Pedro Pascala, Vanessę Kirby, Josepha Quinna i Ebona Mossa-Bachracha jako Fantastyczną Czwórkę. Jednak, jak zaznacza Shakman, nie będzie to ani origin story, ani film o Doktorze Doomie. „Doom to świetna postać, ale zjada za dużo przestrzeni. Ten film potrzebował świeżego spojrzenia” – komentuje reżyser, przyznając, że twórcy celowo postanowili ominąć najbardziej oczywiste wątki, by zbudować coś naprawdę nowego.
A nowego rzeczywiście MCU potrzebuje jak tlenu – po 37 filmach, kilkunastu serialach i jednej wojnie multiversów ciężko już odróżnić świeży pomysł od flashbacku. Czy retro-Galactus w praktycznym kostiumie przywróci Marvelowi kosmiczny pazur? Odpowiedź poznamy 25 lipca 2025 roku, kiedy film trafi do kin. A tymczasem jedno wiemy na pewno: ten Galactus nie wciąga atmosfery. On ją przydeptuje.