„Fantastyczna Czwórka” zbierała tak kiepskie oceny, że wraz Cavą i Dominikiem uznaliśmy: sami nie damy jej rady. Żeby napisać recenzję postanowiliśmy połączyć więc siły i stworzyć Zrzędzącą Trójkę! Co wynikło z naszym zmagań z filmem, możecie przeczytać poniżej.
el Browarre: Seans „Fantastycznej Czwórki” za nami. Wedle widzów i krytyków zza wielkiej wody powinniśmy się po nim czuć zbrukani, tymczasem… Chyba nie było aż tak źle?
Dominik: Rzeczywiście, nie było. Film miał swoje momenty, niestety na jedną dobrą scenę przypadało pięć złych.
Cava: Pierwsza połowa była naprawdę dobra, niestety w drugiej zepsuli wszystko, co wypracowali przez pierwsze pięćdziesiąt minut.
Dominik: Nie dzieliłbym tego filmu na połowy, raczej na trzy części, spośród których każda kolejna była słabsza od poprzedniej. Ostatnia to już absolutne dno…
el Browarre: Ja jednak pozostałbym przy podziale na połowy, które oddziela w filmie napis „rok później”. Wszystko co nastąpiło po nim składało się na katastrofę, którą zobaczyliśmy w finale. Do tego czasu jednak było naprawdę w porządku. Widzieliście „Kronikę” Tranka?
Dominik: Tak, rzeczywiście mamy tutaj do połowy filmu powielenie schematu z „Kroniki”: nastolatkowie zdobywają moc i próbują z nią sobie poradzić.
el Browarre: I w tej pierwszej części widać było pomysł na całość, a także zalążek relacji pomiędzy bohaterami.
Cava: Mam wrażenie, że reżyser po dość kameralnym początku chciał snuć znacznie obszerniejszą opowieść, tylko ktoś mu w tym przeszkodził.
el Browarre: Do tego przeszkadzania jeszcze wrócimy. Mam wrażenie, że ostatnich kilka lat tak nas rozpieściło w kwestii kina superbohaterskiego, że niektórzy już zapomnieli jak wygląda naprawdę zły film w tym gatunku. Od ręki mogę wymienić pięć, a gdybym usiadł przy filmwebie wyszłoby tego dużo więcej. „Ghost Rider 2”…
Cava: O nie, nie przypominaj mi nawet tego gniota, do dzisiaj śnią mi się koszmary, w których jestem zmuszony obejrzeć to jeszcze raz!
el Browarre: „Catwoman”, „Elektra”, oba poprzednie filmy z Fantastyczną Czwórką.
Dominik: A właśnie, jak waszym zdaniem wypada nowa część na tle poprzednich? O tej z 1994 roku może lepiej w ogóle nie wspominajmy…
el Browarre: Oglądałem je niedawno, dla przypomnienia. Bolało.
Cava: Ale jedną rzecz zrobili tam dobrze!
el Browarre: Jaką?!
Cava: Pokazali Czwórkę jako rodzinę. Zobaczcie te wszystkie tarcia pomiędzy członkami drużyny. Może i zostały przedstawione powierzchownie i infantylnie, ale przynajmniej w ogóle były!
el Browarre: Rzeczywiście, pisałeś niedawno tekst o historii Czwórki i widać w nim, że to przede wszystkim opowieść o rodzinie.
Cava: Dokładnie! I w poprzednich dwóch odsłonach widzieliśmy jak związek Reeda i Sue cierpi ze względu na to, czym się zajmują. Zobaczyliśmy też jak wyglądają stosunki Johny’ego z Benem.
el Browarre: Chyba w „Narodzinach Srebrnego Surfera” była fajna scena pomiędzy nimi, w której widać, że zależy im na sobie, pomimo tych wszystkich dowcipów które sobie wykręcają. Kiedy siedzieli w barze i wydawało im się, że Sue oraz Reed zostawią superbohaterstwo.
Dominik: W tej części jest tylko jeden moment w którym sobie dokuczają, w ostatniej scenie. W dodatku jest to fatalnie napisane.
el Browarre: Z drugiej strony kiedy niby mieli to zrobić, skoro Ben pojawia się w filmie chyba dopiero w połowie?
Cava: Czy to czasem nie były w ogóle ich jedyny dialog z prawdziwego zdarzenia?
el Browarre: W ogóle pierwszy raz widzimy Czwórkę w jednym kadrze dopiero w trakcie finałowej „walki”.
Dominik: Brak jakichkolwiek relacji pomiędzy członkami drużyny kładzie ten film na łopatki. Zamiast dawać napis „rok później” należało pokazać, jak się docierają, co się z nimi dzieje, motywacje, cele, rozmowy, cokolwiek… Trzydzieści minut czegoś takiego byłoby więcej warte niż cały finał.
el Browarre: Ktoś powinien im na plan podesłać Vina Diesela, który o rodzinie w kółko opowiada w serii „Fast & Furious”.
Cava: Sue i Johny to rodzeństwo, a nie ma pomiędzy nimi praktycznie żadnej chemii. Zręcznie wyjaśniono kontrowersje krążące na tle rasowym w rodzinie Stormów, ale zaprzepaszczono też świetną okazję na zarysowanie stosunków między przyrodnim rodzeństwem,
Dominik: Kate Mara w ogóle fatalnie zagrała, tutaj chyba i bardziej doświadczeni reżyser i scenarzysta by nie pomogli. Patrzyła się tylko w ścianę lub przestrzeń, w ogóle nie wchodziła w interakcje z innymi aktorami.
el Browarre: Miles Teller, Michael B. Jordan i Toby Kebbell zrobili co w ich mocy.
Dominik: Ale i tak nic z tego nie wyszło, bo nie mieli gdzie się wykazać.
Cava: W pierwszej połowie filmu oglądanie ich na ekranie sprawiało przyjemność. Co do Sue – mam wrażenie, że w poprzednich częściach była bardziej ludzka.
el Browarre: Ale tutaj pokazali ją (a przynajmniej próbowali, bo w efekcie wyszło jak wyszło) jako genialnego naukowca, a nie jedynie ekspozycję dla żartów na temat znikającej bielizny. Z dwojga złego wolę taką.
Cava: A potem nadchodzi Doctor Doom.
el Browarre: Uch…
Cava: W komiksach genialny przeciwnik, potrafiący dotrzymać kroku całej drużynie Avengers.
Dominik: Wiecie, on do momentu przemiany miał zalążki na ciekawego przeciwnika. Antysystemowiec, anarchista, indywidualista, nawet relacje pomiędzy nim a Reedem zaczęły się pojawiać.
el Browarre: I to jest właśnie najgorsze, do pewnego momentu wszystko szło dobrze. Jakie on w ogóle miał moce? W jednej scenie rozsadza kolesiowi głowę siłą woli, tylko po to, żeby w kolejnej rzucać w Reeda kamykami.
Cava: Nic nie wiemy też o tym co go napędzało. Nagle postanawia zniszczyć Ziemię… Bo tak. Bo chciał siedzieć sam na kupie gruzu. Nie kupuję tego!
Dominik: Ja też nie.
el Browarre: Powinni pokazać go w czasie przymusowych wakacji które odbył, ponieważ jego przemiana nie wynika z tego, co widzimy w pierwszej części filmu.
Cava: Chyba zaszkodziło mu granie w Assassin’s Creed.
el Browarre: Nie mógł dostać kolejnej części tego tasiemca, więc postanowił zniszczyć Ziemię. Good enough.
Dominik: To i tak lepsza motywacja niż ta pokazana w filmie.
el Browarre: I jak on fatalnie wygląda…
Dominik: Wygląd był jego najmniejszym problemem. Zresztą pomysł na jego kostium mi się podoba.
el Browarre: Pomysł tak, wykonanie – NIE!
Cava: Efekty specjalne nie są wcale takie złe. Zdecydowanie bardziej wolę takiego Stwora, niż gościa chodzącego po planie w gumowym kostiumie w kolorze starej pomarańczy.
el Browarre: Tylko niech mu założą gacie!
Dominik: Za to świetnie wypadły płomienie u Ludzkiej Pochodni.
Cava: O tak, te wyglądały naprawdę dobrze!
el Browarre: To chyba na nie poszła większość budżetu. Poza bardzo sztuczną małpą (nie można było przyprowadzić na plan żywej? Przecież ona tylko siedziała!) i zmianą twarzy Reeda było w porządku.
Dominik: Mnie śmieszyła nieudolnie latająca Sue, która zresztą chwilę później nie miała żadnych problemów z opanowaniem mocy. Poza płomieniami Pochodni nic nie przypadło mi do gustu, od tła, przez ukazanie mocy, aż po wszędobylskie green screeny.
Cava: Niestety w pewnym momencie widza czeka finał tej opowieści.
el Browarre: A w nim wychodzą wszystkie grzechy popełnione na wcześniejszych etapach filmu: zero interakcji pomiędzy drużyną, brak sensownej motywacji Dooma, brak wiedzy na temat jego mocy…
Dominik: Sceny powstania i upadku bohaterów były zupełnie nieprzekonujące.
Cava: To była jedna wielka kalka. Niepokonane zło – jest. Niezorganizowana drużyna – jest. Chwila zwątpienia – a jakże. Podniesienie się z kolan – zaliczone. Zwycięstwo po współpracy – nie inaczej. Brakowało chyba tylko retrospekcji.
Dominik: Może była, ale Fox ją wyciął 😉
el Browarre: Według doniesień dziennikarzy, między innymi z Collidera, wynika, że cały ten finał powstał bez udziału reżysera, zajęli się nim „spece” z Foxa.
Dominik: I to od razu widać.
el Browarre: Ponoć Trank dostał też zapewnienie, że będzie miał w filmie trzy duże sceny akcji. Tymczasem nie dostaliśmy chyba żadnej!
Cava: Poza finałem (który ciężko określić mianem sceny akcji) była jeszcze ta krótka walka w lesie.
el Browarre: Podobała mi się!
Dominik: Nie wiem, trwała tak długo, że musiałem chyba w tym czasie mrugnąć i ją przegapić.
el Browarre: Pamiętacie, jak niedawno opowiadałem wam o „The Death of 'Superman Lives’: What Happened?”? Był tam producent, John Peters, który próbował władować do filmu całą masę bzdur. W pewnym momencie wymyślił sobie na przykład, że tytułowy bohater musi w którymś akcie filmu walczyć z gigantycznym pająkiem, ponieważ pająk to najbardziej przerażający myśliwy w świecie zwierząt. Tutaj mieliśmy chyba podobną sytuację.
Cava: Widać w którym miejscu wytwórnia mieszała się reżyserowi do pracy i wypadło to fatalnie. Wygląda to niepokojąco podobnie do „X-Men Origins: Wolverine”…
el Browarre: O, kolejny film gorszy od „Fantastycznej Czwórki”! A wiecie, że Peters w końcu dopiął swego? Kevin Smith opowiadał, że kiedy poszedł do kina na „Wild Wild West”, zobaczył w filmie mechaniczną tarantulę, a w napisach końcowych nazwisko Petersa, powiedział: „No i masz swojego pieprzonego wielkiego pająka”.
Cava: Ten film chyba skończył się klapą?
el Browarre: Tak, a kosztował więcej niż planowany budżet „Superman Lives”. Także wytwórnie, które za bardzo mieszają się w pracę zatrudnionych przez siebie twórców zwykle nie kończą najlepiej. Myślicie, że zobaczymy jeszcze kiedyś wersję reżyserską „Fantastic Four”?
Dominik: Nie ma szans.
Cava: Wątpię, Trank i Fox się nie dogadają.
el Browarre: Co dalej z prawami do wizerunku F4?
Dominik: Fox ich nie wypuści. Za kilka lat zrestartują serię po raz kolejny, kręcąc film tylko po to, żeby nie oddać praw do Marvela. Mam nadzieję, że Fox pójdzie po rozum do głowy i podobnie jak Sony dogada się z Marvelem – ta drużyna ma przecież ogromny potencjał!
el Browarre: A co sądzicie o ewentualnym crossoverze z X-Menami?
Dominik: Zupełnie tego nie widzę, X-Meni to kompletnie inna drużyna, w dodatku z rozbudowanym światem, Fantastyczna Czwórka nie ma obecnie nic, co mogłaby dać mutantom. Ci za to mogliby sporo stracić…
Cava: Spotkania Fantastycznej Czwórki z X-Men kilka razy się udały, sam mam na półce bardzo dobry komiks z takim właśnie składem, nazywa się X4. Ponadto Stwór oraz Wolverine lubili się od czasu do czasu wymienić ciosami. Zresztą Fox ma też prawa do innych bohaterów, może w końcu zobaczymy porządnego Galactusa? Albo solowy film z Silver Surferem?
el Browarre: Sporo narzekamy, może przez chwilę chociaż pochwalimy ten film. Co wam się w „Fantastycznej Czwórce” podobało? Moim ulubionym momentem jest scena, w której budzą się z nowymi mocami. Widać w niej wyraźnie inspiracje horrorami z poprzedniego wieku, naprawdę dobrze to wyglądało!
Dominik: Owszem, też bardzo mi się ta scena podobała, gdyby twórcy poszli w tym kierunku, moglibyśmy dostać bardzo ciekawy film. Cieszę się też, że zdecydowano się na nieco inną historię tego, jak Czwórka pozyskała moce, podróż do innego wymiaru jest moim zdaniem ciekawsza, niż kolejna historyjka o kosmicznym promieniowaniu. Przyjemnie oglądało się też część filmu z młodymi Reedem i Benem.
Cava: I chyba więcej zalet niż wymieniliście nie umiem znaleźć. „Fantastyczna Czwórka” to bardzo nierówny film, za mało w nim akcji, a kiedy już się jakaś pojawia, to widz zgrzyta zębami. Brakuje chemii pomiędzy bohaterami, a sama budowa postaci woła o pomstę do nieba. To mógł być niezły film, gdyby zostawić reżyserowi swobodę, ale skończyło się na desperackiej próbie zatrzymania u siebie praw. Jasne, są gorsze, ale to żadne usprawiedliwienie. Jeśli w filmie o drużynie nie umiesz pokazać stosunków pomiędzy jej członkami, to lepiej od razu sobie odpuść.
el Browarre: Twoje podsumowanie idealnie oddaje moje odczucia. Nie jest aż tak źle, jak w przypadku wielu innych tytułów, ale to żadne usprawiedliwienie. Film miał pomysł i potencjał, ale ten niestety padł ofiarę wojny na linii reżyser – studio.
Dominik: Dawno nie spotkałem się z filmem równie złym na tak wielu poziomach. Nie planuję go już nigdy więcej oglądać, niezależnie od tego, czy będzie to wersja reżyserska czy ta, którą widzieliśmy w kinie.