„Demon luster” Martyny Raduchowskiej w porównaniu do pierwszej sympatycznej części dylogii stanowi dzieło dojrzalsze, bardziej przemyślane, złożoność wątków i rysów charakterologicznych jest większa, no i dowcip wcale cięty i mocniejszy. A co za tym idzie – przyjemność i rozrywka płynące z lektury są spotęgowane i satysfakcjonujące.
Raduchowska, autorka trzech wydanych książek, w drugim tomie cyklu o specyficznej Szamance zabiera czytelników ponownie do świata magii i zbłąkanych dusz, mistycznego oraz enigmatycznego, choć nie brak w nim także mniej uroczego i pięknego oblicza, czyli mroku i demonów. Warto dodać, że nie jest to kolejna reprezentacja wszystkiego, co wcześniej – sprawdzonego, ale czytelnikowi już oswojonego. Pisarka konsekwentnie rozbudowuje wiele aspektów świata przedstawionego – nadaje mu większej głębi, uzupełnia go o więcej wymiarów, czasem wplata w niego filozoficzne idee (a z samą filozofią również wchodzi – często żartobliwie – w polemikę).
Ida Brzezińska znów zostaje rzucona na głęboką wodę, a właściwie z deszczu pod rynnę. Nie dość, że ledwo rozwiązała problemy spowodowane ostatnimi wydarzeniami, to teraz nawiedzają ją osobliwe sny, w pobliżu zaś zaczynają dziać się rzeczy, które dziwnym zbiegiem okoliczności zaczynają zahaczać o kompetencje szamanki. Na drugim planie natomiast rozwija się życie prywatne Idy – silnie związane ze swoistym powołaniem – dostrzegającej nie aż tak dawno popełnione błędy, wstydliwe (buntownicze, domorosłe) postawy i zachowania, ostatecznie niewychodzące jej na zdrowie.
Oba wiodące wątki toczą się pozornie autonomicznie, korzystając z tych samych motywów (choćby protagonistki i jej umiejętności, roli quasi-Charona), lecz w pewnym kluczowym momencie splatają się, zwiększając dynamikę dotychczas płynącej intrygi. Fabuła rozpoczyna się praktycznie w tym samym miejscu, w którym kończy się „Szamanka od umarlaków”, więc najlepiej zacząć lekturę drugiego tomu tuż po przeczytaniu wcześniejszego, aby nie „wypuścić” informacji kluczowych w nowej intrydze.
Z kreacjami bohaterów sprawa ma się lepiej niż w „Szamance”. Zdecydowanie. Wprawdzie sylwetki nie były aż tak tragiczne, ale oprócz Idy i Tekli, jej ciotki, w poprzednim tomie trudno było znaleźć wyrazisty charakter. W „Demonie” takie postaci zdarzają się nagminnie – już nie tylko spełniają swoją rolę w fabule i interakcji, lecz zapadają w pamięć za sprawą swych indywidualnych historii, cech fizycznych, osobowościowych, zachowań czy motywacji, które są mocne i niepretensjonalne. W tej sferze – mimo że nie jest to nowa powieść autorki i być może obecnie jest jeszcze lepiej (co daje nadzieje na znakomity tom trzeci lub pierwszy nowej dylogii) – widać względem „Szamanki” duży postęp i wyleczenie mankamentów, na które cierpiała część poprzednia.
A zatem „Demon luster” to kontynuacja ze wszech miar udana. Co więcej znacznie podnosząca poprzeczkę twórczości Raduchowskiej, bo przebicie tak dobrze skonstruowanej intrygi, ciekawych i istotnych wątków pobocznych, stworzenie autentycznych bohaterów i uraczenie czytelnika niebanalnym dowcipem wymagało niemało pracy. Mam nadzieję, że ta praca zostanie przez odbiorców doceniona i wskaże drogę następnych wyborów literackich, a autorom urban fantasy pokaże jak można zrobić zjadliwą, niebanalną powieść w sztafażu tego subgatunku.