„Morze Aralskie” skromne formą, bogate treścią, wlicza się do komiksu ekologicznie zaangażowanego, lecz swoisty manifest i walory poznawcze są nienachalne, a czytelnik pragnący się po prostu odprężyć może bawić się dobrze za sprawą czarnego humoru, absurdu i surrealizmu, którymi poprzetykane są zebrane tu historie.
Wewnątrz tomu znaleźć można pięć utworów – oprócz tytułowego, otwierającego zbiór są jeszcze „Byk na dachu”, „Ubrania zmarłego”, „Otwarcie Kanału Panamskiego” oraz „Zapomniana sztuka pływania w górę rzeki”. Właściwie nie są ze sobą nijak powiązane, za wyjątkiem dziedziny problematycznej, czyli różnych zagadnień i zjawisk z zakresu szeroko pojętej ekologii. Każda z opowieści z pewnością zyskuje dzięki humorystycznej konwencji i metaforycznym komunikatom.
Tytułowe „Morze Aralskie” mówi o dwóch tragediach: ludzkiej i ekosystemowej. O tym jak mieszkańcy zostali dotknięci niekoniecznie z własnej winy katastrofą i pozostawieni na pastwę losu – co ciekawe, to nie spojrzenie poprzez fikcję, lecz odwołania się do realnej klęski. Nazwa wskazuje dobitnie gdzie. Oto opowieść o tym, jak ingerencja może się odbić niby efekt motyla, powracająca z niewyobrażalną siłą.
José Carlos Fernandes sięga też po adaptację biologiczną, ewolucję – co prawda przerysowaną i w odcieniach absurdu, ale trafiającą w punkt. Opowiada przecież o przetrwaniu, o tym do czego doprowadza ekstremum. W scenariuszu autora może to prowadzić do ukrywania się, podszywania, próbie życia we wrogim, ksenofobicznym środowisku. W tym miejscu twórca pyta, kto tak naprawdę ma prawo do życia – człowiek czy ryba? Potem idzie za ciosem, rzucając: gdzie zaczyna się istota człowieczeństwa? Treść z pewnością nie pozostawia obojętnym.
W „Byku na dachu” czytelnik dostaje absurd w czystej postaci – tytuł wcale nie jest zwodniczy i odnosi się do clou całego utworu. Do człowieka muszącego mierzyć się z bykiem, który… hmm… zagnieździł się na dachu – problem jest taki, że ani mężczyzna, ani sam byk nie zmieniają sytuacji, a prawo nie leży po niczyjej stronie. Dlatego można potraktować tę historię jako aluzję do odbierania zwierzętom ich naturalnych terenów, do prawa nie zawsze stojącego z nami w zgodzie, czy do metafizycznej kary.
„Ubranie zmarłego” to dla Fernandesa pole, na którym może podjąć temat powinności i tradycji związanej z współczesnym pochówkiem – szczególnie w kontekście mody pogrzebowej – choć znajduje i miejsce na zacieranie się znaczeń i symboli. Wskazuje, że uwaga koncentruje się obecnie na stronie wizualnej zjawiska. Autor podaje te tematy na szczęście w przystępny, ironiczny sposób – dzięki czemu można właściwie odczytać całość jako swoisty żart.
Uwypukla się tu także aspekt pamięci o zmarłych, o tym, czy wciąż zajmuje symboliczne miejsce w naszym życiu, czy zajmuje nam wyłącznie czas z racji powinności. Ponadto komiks pokazuje, jak funkcjonują bliscy, gdy zabraknie tej konkretnej osoby. Jest coś jeszcze – na mgnienie autor zastanawia się, czy zmarły ma właściwie swoje prawa?
W raptem trzystronicowej historii „Otwarcie Kanału Panamskiego” z oczywistych objętościowych powodów trudno było upchnąć coś istotniejszego. I mimo że przebłyskuje gdzieś w tle motyw ekologiczny, Fernandes wnikliwiej spogląda na dwie inne kwestie: wyczekiwania upragnionego księcia oraz zdeterminowania życia jednym czynnikiem. Krótkie, ulotne, choć pozostawiające po sobie ślad.
„Zapomniana sztuka pływania w górę rzeki” to utwór o przemijaniu, o łososiach, które nie płyną już na tarło, bo człowiek woli rozmnażać je w specjalnych zbiornikach – to szybsze i ekonomiczniejsze. Przemija nie tylko zwyczaj prokreacyjny tych ryb, ale i pewien zawód (fikcyjny, ale stający się symbolem wszystkich przemijających), odchodzący w niebyt ze względu na nieprzydatność – nieprzydatność spowodowaną w dodatku ludzką ingerencją.
Graficznie Roberto Gomes nie pozostaje dłużny Fernandesowi – każde opowiadanie opracowuje w innym, pasującym do nastroju i tematu stylu. Widać, że artysta ma talent i być może ten komiks dla co poniektórych będzie przekrojem warsztatu rysownika, któremu wychodzi zarówno tradycyjny szkic oraz kredowy malunek, no i wszystko, co pomiędzy.
Co może zaoferować „Morze Aralskie”? Jednym chwilę relaksu z wybrednym humorem i ciekawymi historiami. Ale dla innych każda z zawartych tu opowieści będzie dawać powód do zastanowienia, nad sobą, społeczeństwem, ludzką działalnością (kulturą) i wpływem na środowisko naturalne. Nie brak tu trafnych spostrzeżeń, wielowymiarowych metafor czy aluzji do współczesności. Niby skromne, a jakże bogate.