Jeszcze do niedawna polscy czytelnicy chcąc poznać przygoda Thora nie mieli wielkiego wyboru – poza kilkoma prezentującymi różny poziom pozycjami wydanymi w ramach WKKM, na rynku dawno nie pojawiło się nic nowego Nadzieję w serca fanów wlał Egmont, wypuszczając „Thor: Bogobójca”, nie tylko najlepszą opowieść o Bogu Piorunów, ale także we dziejach Marvela!
Jason Aaron to jeden z najciekawszych współczesnych twórców komiksu, którego dzieła wydawane są w Polsce z podziwu godną regularnością, Znakomite, brutalne opowieści, jak „Bękarty z Południa”, „Ludzie Gniewu” lub „Skalp”, pełne akcji na kosmiczną skalę „Star Wars”, czy też serie z mutantami, z „Wolverine i X-Men” na czele, bez wątpienia warte są uwagi. Teraz do tej grupki może dołączyć także Thor.
Opowieść biegnie równolegle na trzech płaszczyznach czasu, dzięki czemu jesteśmy w stanie poznać Boga Piorunów w różnych wersjach. Jako młode, awanturnicze bożątko, wpisuje się on znakomicie w obraz, jaki możemy poznać między innymi za sprawą „Beowulfa” (filmu z 2007 roku) – miód i piwo leją się tu strumieniami, potwory są zdradzieckie, a kobiety same garną się do dzielnego bohatera. Thor z tego okresu, nawiązującego do skandynawskich sag, daleki jest od znanego nam dzisiaj i nie jest jeszcze godny Mjölnira. Obok lekkomyślnego i skorego do bitki młodego boga, towarzyszyć będziemy także Thorowi współczesnemu – rozważnemu i potężnemu wojownikowi. Ostatnim wcieleniem Boga Piorunów, z jakim zetkniemy się w komiksie, jest wiekowy Thor, fizycznie do złudzenia przypominający swego ojca, w środku będący jednak jedynie wypaloną skorupą. Losy całej trójki splecione zostały wokół postaci przerażającego przeciwnika, tytułowego Bogobójcy – Gorra. Historię rzeźnika bogów i kierujące nim motywy poznamy jednak lepiej dopiero w kolejnym tomie.
Aaron wyszedł z podobnego założenia, co Azzarello tworzący komiksy z Wonder Woman w ramach New 52, i postanowił odejść od klasycznej superbohaterszczyzny, odnosząc się nieco mocniej do mitologicznego aspektu Boga Piorunów. Dzięki temu otrzymaliśmy opowieść dziejącą się jednocześnie na ogromną skalę i rozgrywającą się na przestrzeni tysięcy lat, ale też będącą w uniwersum Marvela historią dość kameralną. Ten swoisty paradoks sprawia, że po „Thor: Bogobójca” może sięgnąć zarówno nowy czytelnik, jak i ktoś będący z dziełami Domu Pomysłów na bieżąco, i obydwaj będą zachwyceni.
A zachwycać jest się czym nie tylko w kwestii scenariusza. Esad Ribic stworzył ilustracje, które stylem przypominają jego rodzimą Chorwację – są jednocześnie piękne i dzikie, pełne łagodnych łuków i ostrych krawędzi. Dzięki zróżnicowaniu historii, można było pokazać szereg różnorodnych lokacji – od najeżdżanych przez wikingów zimowych terenów Europy Wschodniej, przez pełne mroku i zniszczenia pole nieustającej bitwy, aż po gigantyczne budowle unoszące się w kosmosie. Znakomita gra cieniem oraz fantastycznie naniesione kolory (Dean White w pierwszym zeszycie i Ive Svorcina w kolejnych) w idealny sposób uzupełniają dzieło ilustratora. Ribic potrafił także idealnie oddać efekt działań Bogobójcy – ciała bogów oddarte są z należnego im za życia nimbu i poczucia siły, a nawet majestatyczny Falligar Behemot wygląda niczym zwykłe truchło.
„Thor: Bogobójca” to znakomite dzieło, w udany sposób łączące klimat skandynawskich sag i opowieści fantasy wraz ze współczesnym komiksem superbohaterskim – pojawia się tu nawet zgrabnie poprowadzony wątek detektywistyczny. Co najlepsze, dzięki temu mariażowi jest to pozycja równie przystępna zarówno dla nowego czytelnika, jak i komiksowego wyjadacza. Ta piękna i jednocześnie przerażająca opowieść to najlepsze co ukazało się w ramach Marvel NOW! i pozycja obowiązkowa na półce fana komiksu!