Kawerna - fantastyka, książki fantastyczne, fantasy
MEDIA
Kategorie: Konsole

Call of Duty: Black Ops III – Zombie Chronicles (recenzja)

Obecna generacja konsoli zdaje się być idealnym środowiskiem dla przeróżnego rodzaju remasterów. Na samym PlayStation 4 ukazało się, lub dopiero ma się ukazać, około czterdziestu tytułów tego typu, co automatycznie przekłada się na wzrost oczekiwań graczy. By osiągnąć sukces, nie wystarczy już przerzucić starą grę na nową platformę, dodając na okładce „HD Remastered”, o czym boleśnie przekonał „Prototype HD Biohazard Bundle”. Na szczęście, wydając „Zombie Chronicles” w postaci DLC do niemal dwuletniej gry, Treyarch dołożył starań, by dostarczyć fanom pełnoprawny, wypełniony zawartością produkt.

Ustalmy jedno – nie jestem szczególnie dobry w trybie zombie, co nie przeszkadza mi od czasu do czasu zmierzyć się z hordami żywych trupów (preferencyjnie w trybie kanapowej współpracy). Grając w ten sposób, najwięcej czasu spędziłem przy mapie „Five” w pierwszej części „Black Ops”, zaciekle, choć nie do końca skutecznie, stawiając opór kolejnym falom przeciwników i zasadniczo świetnie się bawiąc. „Call of Duty: Black Ops III – Zombie Chronicles” to przede wszystkim nostalgiczna podróż poprzez kolejne odsłony serii nad którą pracował Treyarch. Na osiem map wchodzących w skład pakietu, trzy pochodzą z „World at War” (Nacht der Untoten, Verruckt i Shi No Numa), cztery z „Black Ops” (Kino Der Toten, Ascension, Shangri-la oraz Moon), a zaledwie jedna z „Black Ops II” (Origins). Choć nie należę do osób kupujących kolejne odsłony CoDa dla trybu zombie, to wystarczyła chwila, by bez reszty zagłębić się w klimacie odświeżonych map.

Już kilka rund rozegranych w starych-nowych lokacjach nie pozostawia cienia wątpliwości co do roboczogodzin spędzonych przy ich remasterowaniu. Graficznie nie ograniczono się do minimum, wraz z podrasowanymi teksturami, zagęszczając klimat rozgrywki świetnie dopracowanym oświetlenieniem. Efekty pracy najlepiej widać na mapie „Kino Der Toten”, z której aż wylewa się klimat staroszkolnych horrorów gore. Duży udział w budowaniu atmosfery ciągłego zagrożenia ma oprawa dźwiękowa, w której prym wiodą ulepszone odgłosy wydawane przez nadciągające zombiaki. Choć tryb ten ciężko rozpatrywać w kategoriach grozy, granie w nocy ze słuchawkami na uszach bardzo skutecznie potrafi podnieść ciśnienie. Kto podczas grania w ciasnym, niemal klaustrofobicznym „Nacht der Untoten” nie wzdrygnął się na dźwięk zombiaków wyrywających kolejne deski z ledwo co postawionej barykady niech pierwszy rzuci kamień.

Pomijając cenę (129 złotych za osiem map to jednak sporo), najbardziej kontrowersyjne zmiany w „Call of Duty: Black Ops III – Zombie Chronicles” dotyczą dostosowania DLC do mechanizmów tytułu z 2015 roku. Nie wszystkim graczom podoba się fakt, że najszybciej po mapie można poruszać się za pomocą wślizgów, jak i zastąpienie większości klasycznych broni futurystycznymi gnatami (gdzie ze ściany zdejmuje się przede wszystkim arsenał z „Black Ops III”, a klasyki w postaci MP40 dostaje się losowo). Jednak nic nie może się równać wrzawie podniesionej przy okazji ujawnienia, że na każdej z map znajdzie się automat z gumami GobbleGum. Dające ograniczone czasowo atuty gumy balonowe szybko zostały okrzyknięte zbytnim ułatwieniem zabawy. Z jednej strony trudno się dziwić, widząc takie perki, jak naprawa jednej deski w oknie skutkująca naprawą wszystkich (czas trwania to pięć rund), czy detonowanie wszystkich zombiaków znajdujących się w promieniu piętnastu stóp od zabarykadowanego okna. Należy jednak stwierdzić, że ten automat, tak samo jak potężne bronie w stylu Ray Guna Mark 2 są opcją z której można, ale nie trzeba korzystać.

„Zombie Chronicles” to bez wątpienia obowiązkowy zakup dla fanów tego trybu. Dodatek ten oferuje weteranom pełną wspomnień podróż po podrasowanych, stawiających nieco inne wyzwania mapach, gdzie oświetlenie i dźwięki współpracują z ulepszoną SI żywych trupów przy budowaniu atmosfery ciągłego zagrożenia. Nie należy jednak mylić piątego DLC do „Call of Duty” z 2015 roku jako kierowanego jedynie do zaprawionych w bojach graczy. Każdy miłośnik kooperacji znajdzie tu coś dla siebie, a zróżnicowane pod względem wielkości oraz wyzwań mapy mogą zapewnić mnóstwo godzin wypełnionych walką o cyfrowe życie.