Światotwórstwo, istotne niemalże w każdym tworze beletrystycznym, ma to do siebie, że w gatunku fantasy ma bardzo ważną gałąź, zwaną systemem magicznym. Może nie dosłownie, ponieważ to on ma być jej owocem. Jednak wszystko odnosi się do tego, że sferę czarodziejstwa, mocy et cetera, autor powinien pogłębiać, nie zaś rozszerzać* (choć i takie podejście nie zawsze musi prowadzić do pogorszenia treści, wręcz przeciwnie) – oznacza to tyle, że nie chodzi o doszywanie w treści utworu kolejnych nadprzyrodzonych talentów bądź zaklęć, tylko o pogłębianie i dodawanie sensu już wykorzystanym, tak aby między innymi wykorzystanie magii miało zarówno swe konsekwencje, jak i koszty.
Jednym z tradycyjnych konstruktów magicznych jest uniwersum J.R.R. Tolkiena, gdzie siły najwyższe: Eru Stwórca, demiurg znanego świata, oraz jego „pomniejsi bogowie”, kształtują rzeczywistość na szeroką skalę i nadają jej nadnaturalnych cech. To także oni wywyższają pomniejsze istoty i tworzą rasy zaludniające kontynenty. Gandalf i jego pobratymcy, Saruman, Radagast, Alatar i Pallando, należą właśnie do tego typu postaci, mimo że są czarodziejami, ich moce operują wokół niezbadanych zaklęć, stosowanych w ostateczności, ich magia płynie ze światła, zaś sił ciemności z mroku. Tolkien nie nadużywał tego obrębu przesadnie, co nadawało mu nie tylko tajemniczego wyrazu, ale mogło służyć jako wyjaśnienie faktu, że za dokonaniem czarodziejskiego czynu kryje się wielkie poświęcenie, wysoki koszt albo jeszcze inna kwestia, która uniemożliwia beztroskie, bezkonsekwentne hokus-pokus.
Susan Dennard w „Prawdodziejce” zastosowała model poszerzania systemu magicznego, co jednakowoż nie przyczyniło się do rozwodnienia świata nadnaturalnych zdolności. Takie podejście sprawiło, że jej wizja tętni specyficznym życiem, w którym magowie nie uczą się swych umiejętności, tylko z nimi rodzą i każdy specjalizuje się w konkretnej dziedzinie magii. Tytułowa bohaterka na przykład włada prawdą i kłamstwem, potrafi odróżnić co jest rzeczywiste, a co iluzoryczne, szczególnie jeśli chodzi o słowa, bo właśnie te, niedocenione, wcale często odgrywają istotną rolę w kształtowaniu świata. Niemniej świat przedstawiony zawiera w sobie jeszcze rzeszę innych typów czarodziejów (o czym wspomniałem wyżej), jak wiatrodzieje, ogniodzieje, żelazodzieje czy pływodzieje. Z „Prawdodziejką” wiąże się też pewien ambaras, wynikający z kontrowersjami przekładu – moim zdaniem tłumaczenie jest całkiem niezłe, nie licząc może paru drobniejszych wpadek, które można było odrobinę inaczej spolszczyć, ale to już za daleko odbiegająca od tematu dygresja.
Na naszym rodzimym poletku również nie brak intrygujących „magiotwórców” – i jednym z najbardziej zdolnych w tym obrębie z pewnością jest Krzysztof Piskorski, który w „Cieniorycie” postawił na zupełnie odmienne karty. On magię potraktował z wielkim dystansem, u niego nie ma stricte czarodziei, są tylko osoby bardziej uzdolnione w sztukach przemieszczania się cieniem. Ciemność i rzucane przez żywe istoty (nawet drzewa) cienie mają w jego kreacji znaczącą rolę, ponieważ za ich sprawą można przenieść się do „odwróconej krainy” albo – co nawet gorsze – połączyć z kimś świadomością. Jeżeli zaś chodzi o świat cieni jest on projekcją, odbiciem świata realnego, tylko że w całkowicie odmiennej postaci i znaczeniu, lecz wszystko, co dzieje się tutaj, ma swą ścisłą analogię po drugiej stronie.
Na koniec jeszcze jeden autor i to najwyższej próby, bowiem Brandon Sanderson uważany jest – niebezpodstawnie – za arcymistrza w kwestiach budowy od podstaw systemów magicznych, niemalże każde jego dzieło, od „Archiwum Burzowego Światła” po „Rozjemcę”, to świetne stypendium składania z czynników pierwszych świata fantasy. Weźmy na warsztat pierwszą trylogię z „Ostatniego Imperium”, w której to pisarz rozwijał system magiczny, a równolegle go pogłębiał. Wizja Sandersona bazuje na metalach – paliwie napędzającym moce, kryjące się w genetycznie uzdolnionych ludziach. I chociaż już to wydaje się sensownie zarysowywać ową sferę, to amerykański literat na dodatek uzupełnia je, podszywa mistycznym uzasadnieniem i sprawia, że system magiczny nie jest wyłącznie bonusem, lecz swego rodzaju czynnikiem wyjaśniającym działanie poszczególnych komponentów świata.
Wyraźnym jest więc, że w danych utworach muszą być wykorzystywane specyficzne systemy magiczne, które niejednokrotnie stanowią wyjściową fabuły („Ostatnie Imperium”), chociaż częściej się zdarza, że to tylko otoczka („Władca Pierścieni”), niemniej są również lektury mające role pośrednie („Ziemiomorze”). Najważniejszym jest jednakowoż utrzymanie odpowiedniego balansu, utrzymanie kompletu i logiki, a nie wrzucanie czegoś tylko po to, żeby wypchać książkę zbędnymi opisami, informacjami oraz elementami, które mogą wyłącznie jej zaszkodzić i nie wnieść niczego szczególnego do intrygi utworu.
* „Mechanizm rzeczywistości”, Krzysztof Piskorski [w:] „Nowa Fantastyka” nr 10, red. Jerzy Rzymowski, 2016.