Nie wiadomo było, czego oczekiwać po czwartej części przygód Jacka Sparrowa. Z obsady odeszli Keira Knightley i Orlando Bloom, którzy chociaż nie brylowali jak Depp, nadal tworzyli wyraziste postacie. Na stanowisku reżysera pojawił się Rob Marshall, zastępując Gore Verbińskiego – obawiano się, czy reżyser musicali i dramatów poradzi sobie z akcją. Z uwagi na niedawną premierę na DVD, zdecydowaliśmy ponownie przyjrzeć się filmowi.
Tak jak sugerowała nam końcówką trzeciej części, Sparrow wyrusza na poszukiwanie Fontanny Młodości. W tej wyprawie nie jest sam – rozpoczyna się wyścig pomiędzy nim, złowrogim Czarnobrodym, Hiszpanami i ścigającym ich kapitanem Barbossą. Fabularnie Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach jest filmem skromniejszym od drugiej i trzeciej części -– bardziej w stylu pierwszej odsłony, gdzie epicki rozmach jeszcze nie towarzyszył widzom. Chociaż ogląda się dobrze, historia ciekawi i bawi, to brakuje w niej typowych dla serii scen akcji – nie ma tych emocji, poczucia pirackiej przygody -– tych szczegółów, które sprawiają, że poprzednie trzy części są świetnym kinem rozrywkowym. Tutaj Marshall wyraźnie się nie odnalazł, dlatego można znaleźć sceny, które są po prostu nudne, a akcja nie jest tak emocjonująca i efektowna. W skrócie: reżyser nie czuje ani dynamizmu, ani pirackiego klimatu.
Johnny Depp jako Jack Sparrow nadal jest świetny i nie schodzi w tej części poniżej ustalonego wysokiego poziomu. Jest zabawny, charyzmatyczny i tak naprawdę napędza cały film, nie mając tyle pomocy, co w poprzednich odsłonach. Tutaj rodzi się problem, bo chociaż Sparrow i Barbossa to nadal świetne postacie, które przyjemnie się ogląda, tak nowi bohaterowie są płytcy i mało wyraziści. Najgorszy jest Philip, duchowny, który towarzyszy bohaterom podczas wyprawy -– jego ciągłe gadanie o dobru, złu i religii po jakimś czasie zaczyna męczyć. Aktorsko przy Orlando Bloomie wypada jak Wiedźmin przy Władcy Pierścieni. To samo dotyczy syreny, w której się zakochuje – ładna dla oka i nic więcej. Rozczarowała także Penelope Cruz – jej postać nie jest tak tragiczna, jak poprzednie wymienione, ale także nie jest ciekawa. Chociaż Cruz jest świetną aktorką, nie potrafiła stworzyć wyrazistej i intrygującej bohaterki. Momentami miałem wrażenie, że kompletnie nie pasowała do tego typu filmu. Czarnobrody natomiast to postać godna poprzednich części. Ian McShane to świetny aktor, który wyraźnie dobrze czuł się w roli mrocznego pirata. Co prawda nie jest to poziom Barbossy oraz nie ma on charyzmy Davey’ego Jonesa (Bill Nighy), ale nadal jest wystarczająco dobrym czarnym charakterem, aby chciało nam się oglądać.
Czwarta część najbardziej cierpi przez zły dobór aktorów i mało ciekawe postacie. Chociaż we wszystkich Jack Sparrow jest najważniejszy, mieliśmy zawsze te kilka postaci pobocznych, którym mogliśmy kibicować i które były tworzone na przyzwoitym poziomie. W czwartej części brak „tego czegoś” jest po prostu zbyt odczuwalny.
Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach na DVD prezentuje się lepiej niż w kinie. Tym razem nie musimy oglądać w pseudo-3D i film dużo na tym zyskuje. Lubię dobre 3D, ale czwarta część przygód Sparrowa pod tym względem była tragiczna. Obraz na DVD jest wyrazisty i nie tak ciemny, co wpływa pozytywnie na odbiór.
Czwarta część zapewnia dobrą rozrywkę, ale zmiana reżysera wyraźnie odbiła się na jakości. Brakowało tej części polotu i przygody, do której przyzwyczaił widzów Gore Verbinski. Pozostaje mieć nadzieję, że twórcy wyciągną wnioski i w kolejnej części nie powtórzą błędów Piratów z Karaibów: Na nieznanych wodach.
Ocena: 6+/10
{youtube width=”500″}-1lA61ankZ8{/youtube}